poniedziałek, 10 września 2012

China City Restaurant – z miłości do sosu sojowego…


Do China City przyszliśmy w niespodziewanie jesienne niedzielne popołudnie. Lokal znajduje się w takim miejscu Kazimierza, że trudno trafić do niego przez przypadek. My w każdym razie przyszliśmy z rozmysłem, zamiarem i sporymi oczekiwaniami z mojej strony. Oczekiwanie zostały zbudowane przez westchnienia i pochwały ze strony znanego krakowskiego recenzenta – Wojciecha Nowickiego.

Zasiąść można przed restauracją przy kilku rozstawionych na chodniku stolikach. Wydaje się to nie być kuszące ze względu na umiarkowanej urody otoczenie, ale to tylko pozory. Po wejściu do środka China City, stoliki zewnętrzne nabierają nieodpartego uroku. Niestety – było zimno, więc podjęliśmy wyzwanie i obejrzeliśmy sale China City. Gdybym chciał opisać wystrój bardzo zwięźle mógłbym użyć jednego słowa: Paździerz. Ujmując rzecz nieco obszerniej – wnętrze wygląda jakby polska gospoda zderzyła się z ciężarówką wiozącą do Wólki Kosowskiej chińskie dekoracje. Na pomarańczowych ścianach, obok ciemnego drewna wiszą „pseudo-chińskie” obrazki i przeróżne zbieracze kurzu. Żeby znaleźć pozytyw: miejsca jest dużo. Ja natomiast uważałbym na „tylną salę” – mocne zapachy i dość głośne dźwięki kuchenne.
Za to do zajęcia miejsca zaprasza Pani, która wygląda jak „azjatycka mama”. Miłe to i buduje atmosferę. Zresztą jeśli chodzi klimat to z kuchni dobiegają słowa w obcym języku (zakładam, że chińskim), wchodzi i wychodzi azjatycki Pan manager, a w którymś momencie pojawił się nawet „azjatycki tata”.
Zatem wystrój mnie odstraszył, ale orientalność obsługi zaintrygowała.

W karcie wybór jest bardzo duży, rozpiętość cen podobnie. Zestaw lunchowy (mała zupa i mniejsza porcja dania drugiego, z ryżem i surówką) zamyka się w 20,-PLN, za to ryby i owoce morza są jakoś przedziwnie drogie.

My zaczęliśmy od zupy ostro-kwaśnej. I faktycznie ostra, kwaśna – Ola twierdzi, że niemalże zbyt kwaśna. Zupa zawiesista, „zaciągnięta” jajkiem, z kawałeczkami kurczaka, a wszystko oprószone szczypiorkiem - tłem dla tych wszystkich smaków jest sos sojowy. Powiedziałbym, że zupa jest intrygująca –  mimo, iż jak dla mnie sos sojowy wybijał się dość mocno.


Zanim skończyliśmy zupę (która była podana naprawdę gorąca – co się ceni;) na stół wjechało już zamówione przeze mnie danie główne. Wkurzyłby się normalnie, ale za moimi plecami „azjatycka mama” krzyczała przez telefon w taki sposób, że położyłem uszy po sobie.

Po jakimś czasie na stole pojawiło się drugie danie główne. I teraz uwaga organizacyjna – jeżeli nie zamawiamy zestawu lunchowego, do każdego dania trzeba osobno zamówić ryż i surówkę. Ja przyznam szczerze się tego nie spodziewałem, ale kiedy się zorientowaliśmy już mi się nie chciało niczego zmieniać.

Zamówiłem kurczaka w sosie seczuańskim na gorącym półmisku (pisownia oryginalna z menu). Pani kelnerka zareklamowała danie jako bardzo ostre, ale moim zdaniem było łagodniejsze niż zupa, którą zjedliśmy. Na plus trzeba zaliczyć że znajdująca się w daniu papryka była idealnie chrupiąca co dodawało świeżości. A niestety świeżości było potrzeba i to bardzo – kurczak podany był w bardzo ciężkim i tłustym sosie, co więcej całość smakowała głównie… sosem sojowym.


Drugim daniem był kurczak Gonbo. I tutaj złapałem już prawidłowość. Poza kurczakiem w daniu była głównie papryka oraz trochę orzeszków i imbiru. Co i tak nie zmieniło faktu, że danie smakowało… tak, tak sosem sojowym. Ja sos sojowy cenię i chętnie używam, ale wydawało mi się, że istnieją pewne granice…


Niemal do samego końca myślałem jednak o tym, że wrócę tu jeszcze żeby zweryfikować swoją opinię… Jednak podsumowanie rachunku rozwiało moje wątpliwości – ponad 80,-PLN za mnóstwo sosu sojowego i dania przynoszone w losowych momentach to zdecydowanie za dużo...

Jeśli wrócę do China City to tylko i wyłącznie dlatego, że będę blisko i będę strasznie głodny, a i w takim przypadku szanse otrzyma jedynie zestawik lunchowy…

China City Restaurant
Ul. Brzozowa 18, Kraków

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz