piątek, 11 października 2013

Bo mnie szwagier namówił...

Właściwie żadna historia zaczynająca się od słów "Bo mnie szwagier namówił..." nie ma prawa skończyć się dobrze. Ale być może będzie to wyjątek potwierdzający regułę. Szwagier zwany Benym, przy jednym z "piwnych spotkań" rzucił luźną myśl - powinniście mieć serię gdzie opisujecie krakowskie bary mleczne. Cóż - challenge accepted!

Na pierwszy ogień wybrałem Jadłodajnię u Babuni. Czemu? Bo na "Filarki" czy "Flisaka" się nie rzucę na początek ;). A drugi powód jest taki, że do Jadłodajni mam sentyment.

Lokal u Babuni znajduje się w samym centrum Osiedla Podwawelskiego. Nie jest to typowy bar mleczny, raczej zwykła osiedlowa jadłodajnia. Podczas studiów zdarzało się tam stołować bardzo często. I teraz też od czasu do czasu tam wracam - kiedy mam ochotę na zwykłe i szybko podane jedzenie.

U Babuni nigdy nie jest pusto. Zaglądają tu uczniowie z pobliskiej szkoły, czasem w towarzystwie rodziców, można też spotkać policjantów, ratowników medycznych czy przedstawicieli handlowych, którzy "mieli po drodze". Dla takich miejsc obecność tego typu klientów to moim zdaniem świetna rekomendacja - oznacza to, że miejsce jest sprawdzone i można tu wrócić. Raz nawet spotkałem wąsatego prezesa jednego z polskich związków sportów zimowych...

Jednak trzon klientów stanowią emeryci. Dlaczego? Dlatego, że na Osiedlu Podwawelskim ktoś mający lat czterdzieści jest jeszcze oseskiem nie znającym życia i najpewniej często słyszy zdania podobne do tych, jakie ciągle słyszał za Murem Jon Snow - "You know nothing Jon Snow" ;) (Taki smaczek dla oglądających "Grę o Tron").

Pora przejść do jedzenia. Królują dania tradycyjnie barowe - placki z gulaszem, pierogi różnej maści, mielony, kopytka itp. Ale menu jest szerokie - kilka rodzajów mięsa do wyboru, w lecie pierogi z owocami, zwykle kilka zup do wyboru, a w piątki nawet trzy rodzaje ryby. Do moich ulubionych należą rumsztyk z cebulką plus kapusta zasmażana - ciężko, tłuste, w sam raz na mega głód, zimny dzień lub kaca, oraz naleśniki ukraińskie - z farszem jak z ruskich pierogów z sosem pieczarkowym (co z tego, że czasem są zimne w środku;). Nie polecam natomiast ruskich.


Jedzenie w Jadłodajni u Babuni trzyma swój poziom - dobre barowe dania, smaczne, tradycyjne, dość ciężkie. Ale jeśli ktoś ma ochotę na taki smak, na odświeżenie studenckich wspomnień i na zjedzenie pełnego obiadu za mniej niż 15 złotych - to ja polecam. W bonusie dostaniemy możliwość obserwowania lokalnego kolorytu (czasem wesołego gdy przy stolikach toczą się ciekawe dyskusje, czasem smutnego gdy starsza pani zamawia tylko pół zupy) wraz z przemiłą Panią przyjmującą zamówienia, która pamięta ulubione dania stałych bywalców.

MS

 To ode mnie jeszcze ilustracja do wspomnianych powyżej naleśników ukraińskich. Ja też tu wracam, najczęściej właśnie na nie.

Agata 




Jadłodajnia u Babuni
ul. Komandosów 21
Kraków

1 komentarz:

  1. Ja nie jestem z Krakowa ale często w nim bywam. Podczas mojego pobytu zawsze podjeżdżam do tego osiedlowego baru na obiad. Co mogę powiedzieć? Na pewno to że jest schludnie w środku, że jest bardzo miła obsługa, no i że przede wszystkim jest smaczne jedzenie. Szczególnie polecam barszcz z uszkami.

    OdpowiedzUsuń