niedziela, 2 czerwca 2013

Ancora - pierwsza taka restauracja...

Długo się zbieraliśmy. Długo zastanawialiśmy, z jakiej okazji tam pójść. Długo nie było wolnego weekendu, żeby na spokojnie celebrować. W końcu nadszedł! Pomocne w wyborze terminu było na pewno nowe menu szparagowe. Dobry pretekst nie jest zły i pewnego pięknego dnia zarezerwowaliśmy stolik na sobotni obiad! Pomimo zlej pogody, dzień okazał się piękny! A stało się to dzięki doświadczeniom smakowym w legendarnej Ancorze!

Ancory jako takiej przedstawiać chyba nie trzeba? Prowadzona przez Adama Chrząstowskiego restauracja znana jest chyba większości kulinarnych zapaleńców.
Mieści się w miejscu dość niepozornym, koło torów tramwajowych, naprzeciwko kościoła Dominikanów. Miejsce jako takie nie wyróżnia się, czego nie można powiedzieć już o kuchni. Wystrój utrzymany jest w klimatach bardzo eleganckich i raczej ascetycznych - białe ściany, trochę drewna, eleganckie stoliki delikatnie przystrojone kwiatami. Usiedliśmy w drugiej sali, przy stoliku zaraz koło okna, dzięki czemu mieliśmy widok na większość restauracji. Już po chwili był przy nas kelner podający menu, z propozycją napitków (jakże miło było dostać propozycję nie tylko wody, ale i kieliszka wina musującego na zaostrzenie apetytu!).

Karta sama w sobie jest dość krótka ale i zróżnicowana. Nas zaciekawiło jednak przede wszystkim menu szparagowe. Wybór nie był prosty, ale jednak się udało. Przez chwilę zastanawialiśmy się również nad menu  degustacyjnym (5 lub 7 dań do spróbowania, w małych porcjach), lecz jednak pozostaliśmy przy wyborze bardziej "tradycyjnym". Swoją drogą bardzo rzadko jeszcze się zdarza, aby spotkać menu degustacyjne, a jest to niezmiernie ciekawa opcja. Możliwe, że któregoś dnia się skusimy.


Po niedługim czasie oczekiwania pojawiły się na naszych stołach przystawki: Tatar z łososia ze szparagami i żytnim tostem oraz pierogi z kaszanką na duszonych szparagach z orzechami. Tatar był bardzo smaczny, świeżutki, z kawałkami idealnie chrupiących szparagów na wierzchu, w środku zaś przełożony żytnim chlebkiem, który bardzo zaskakująco łamał nie tylko smak ale i konsystencję. Pierogi zaś (pomimo, że spróbowałam ich z wszystkimi dodatkami poza kaszanką) były wyśmienite! Idealny sos, szparagi i chrupkość orzechów! Genialne połączenie smaków o którym raczej bym nie pomyślała, a okazało się pyszne.


Po przystawkach, będąc w Ancorze, nie mogliśmy nie spróbować intermezzo - szot/kieliszek wódki w niecodziennych połączeniach na przeczyszczenie kubków smakowych. MS poszedł ekstremalnie i zamówił wódkę z ostrygą zwaną "kop-strzał z mrożonej wódki pieprzowej z ostrygą i cytryną"! Wyglądało to przedziwnie i intrygująco zarazem. Smakowało podobno bardzo ciekawie i na pewno przeczyściło kubki na wylot. Z relacji MS wynikało, że przez następne 5 minut nie czuł absolutnie żadnego smaku w ustach. :) Ja zdecydowałam się na pozycję nieco mniej ekstremalną, w postaci Żubrówki z sorbetem z zielonego ogórka. Smak bardzo oryginalny i ciekawy, niestety chyba za długo robiłam zdjęcia, bo sorbet troszkę zdążył się rozpuścić... :)

Z czyściutkimi jak nigdy kubkami smakowymi, z lekkim szumem w głowie, zabraliśmy się za danie główne w postaci piersi z perliczki z jaśminem na szparagach i puree z wędzonych ziemniaków oraz owędzanej polędwicy z dorsza z bobem, jabłkami i kurkami. I tutaj zdarzyła się rzecz niebywała! Po raz pierwszy w życiu (!) danie główne było lepsze niż przystawka! Dotychczas uważałam, że gdyby nie ceny przystawek to w restauracjach mogłabym zamawiać zupę i dwie przystawki byłabym mega szczęśliwa. Perliczka zmieniła to podejście... Takiego szaleństwa smaków i kulinarnej przyjemności dawno nie czułam! Idealnie delikatne i wilgotne mięso perliczki z jaśminem podane na puree z wędzonych (!) ziemniaków, z znów bardzo chrupiącymi szparagami i... w sosie karmelowym! Mistrzostwo! Nie wiedziałam co jeść i w jakiej kolejności, żeby smaki zostały ze mną już na zawsze! CUDO! Dorsz był również genialny (choć perliczki nie pobił)! Idealna konsystencja i znów niebanalne połączenie ryby z bobem i jabłkami! Że o grzybach już nie wspomnę. Wszystko razem tworzyła bardzo zaskakujące a zarazem bardzo smaczne.

Wizyta w Ancorze nie mogłaby odbyć się bez popisowego deseru Pana Adama w postaci sufletu czekoladowego z pleśniowym serem i pikantnymi winogronowymi powidłami. Pomimo tego, że byliśmy już zupełnie pełni, nie mogliśmy tego punktu odpuścić, tym bardziej, że chodziły plotki, że ten właśnie suflet Pan Adam podaje gościom osobiście. Jakież miłe było wrażenie, kiedy po niedługiej chwili od zamówienia pojawił się Pan Adam we własnej osobie podając nam parujący jeszcze suflet! Udało nam się zamienić kilka słów i szef kuchni pomknął do kuchni. Suflet sam w sobie był bardzo dobry, pięknie wyrośnięty, z wyrazistym posmakiem sera pleśniowego (osobiście takich smaków nie lubię, więc większość przypadła MS) i ciekawią ostrością powideł winogronowych.

Całość wizyty w Ancorze oceniam bardzo wysoko! Bardzo dobra obsługa - profesjonalna ale nienachalna (co uważam za największą zaletę), a do tego bardzo pomocna w wyborze zarówno posiłków jak i win. Do tego genialne jedzenie, które na długo zostanie w naszej pamięci! Jedynym minusem Ancory są niestety ceny... Nie jest to miejsce do którego można wpaść na standardowy popołudniowy obiad bez obawy o zawartość portfela. Pomimo tego, że stosunek ceny do jakości prezentuje się zupełnie dobrze (za perliczkę byłabym w stanie zapłacić każda cenę! ;)), to jednak pozostanie Ancora restauracją na szczególne okazje.

KADR-owa

Ancora Restaurant
ul. Dominikańska 3
31-043 Kraków
http://www.ancora-restaurant.com/

4 komentarze:

  1. Ancora od kuchni to zupełnie inny świat. Ciągła rotacja pracowników. Brak elementarnych podstaw szacunku dla drugiej osoby ze strony właściciela...
    Trzeba jednak przyznać, że kuchnia Pana Adama Chrząstowskiego jest wyśmienita!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro nam to czytać... :( Ale w pełni zgadzamy się z wyśmienitością kuchni! :)

      Usuń
  2. Wygląda to ładnie - oprócz obślizłgego zwierza w szklance :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zwierz był podobno dość ciekawy w smaku, choć sama pewnie bym nie spróbowała...

    OdpowiedzUsuń