Bardzo dobre jedzenie jest w
stanie przekonać mnie do wizyty w bardzo dziwnym miejscu (restauracji/barze) -
potencjalnie nieciekawym, z fatalnym wystrojem, nieadekwatnymi cenami, albo w odległej lokalizacji. Słowem z powodu dobrego jedzenia jestem stanie wybaczyć
wiele.
To czego chyba nie jestem w
stanie wybaczyć, to zła obsługa
Jakoś tak się w Polsce utarło, że
kelner to nie zawód na całe życie, ale praca dorywcza – taka na „dorobienie” na
studiach. I żebyśmy mieli jasność – ja różne rodzaje obsługi akceptuję: od maksymalnie
sztywnych i trzymających dystans kelnerów z krakowskiego Copernicusa, po zażyłą
i bezpośrednią obsługę w lokalach rodzinnych bądź o luźniejszym charakterze.
Absolutnie nie wymagam też nadskakiwania i zbytniej usłużności – wręcz nie
przepadam za – przepraszam za wyrażenie – „srająco miłą obsługą”.
W Polsce mamy najczęściej do
czynienia ze znudzonymi, lub zajmującymi się swoimi sprawami
kelnerami/kelnerkami, które po lokalu bardziej spacerują niż chodzą. Druga
kategoria to obrażona na cały świat obsługa, która pracuje „za karę”.
A tak naprawdę nie chodzi
przecież o wiele. W miarę możliwości szybka reakcja na zjawienie się Klientów,
niezapominanie o zamówieniu i jego poszczególnych elementach, w miarę
możliwości miłe nastawienie i sprawne serwowanie dań. Oczywiście świetnie
byłoby gdyby kelner/kelnerka wiedzieli w jaki sposób przyrządzane są
poszczególne dania, jakie są ich składniki i potrafili polecić pozycji z menu.
Bez przesady oczywiście – ja nie oburzam się na Pana Kelnera, który zapytany o
rodzaj zaserwowanego nam sera odpowiada, że nie wie. Ale strasznie miłe byłoby
gdyby wykazał inicjatywę i zapytał kogoś kto danie przygotował.
Na szczęście są też przykłady
pozytywne:
Na najlepszą obsługę trafiłem w Rules,
podobno najstarszej tradycyjnie brytyjskiej restauracji w Londynie. Sposób w
jaki nasz kelner opowiadał o jedzeniu pozwalał myśleć, że jest on prawdziwym
fascynatem jedzenia, a wiedza na temat poszczególnych dań była naprawdę
imponująca. Do tego profesjonalizm serwowania – i nie można chcieć niczego więcej.
Pasję dotyczącą jedzenia i
serwowanego wina wykazuje też obsługa w krakowskich Klimatach Południa. Jak dla
mnie jedna z najlepszych obsług z jaką się zetknąłem – wiedza o potrawach
bardzo duża. Przy kilku okazjach osoby, z którymi jadłem skorzystały z porad
dotyczących wyboru dania i były bardzo zadowolone. Wszyscy w tej restauracji
potrafią kompetentnie opowiadać o winach oferowanych w karcie dodając od siebie
różne ciekawostki. Niestety bywa, że część obsługi jest ewidentnie w złym
humorze i to odbija się na jakości. Podobno ostatnio dzieje się tak częściej…
Podobnie dobre wrażenia mam po
wizycie w Scandale Royal – i tam już
złego nastroju obsługi nie uświadczyłem.
Wiele spodziewałem się po
obsłudze, w prowadzonej przez medialnego Pana Gesslera oraz jego synów,
restauracji w Hotelu Francuskim w Krakowie. I początkowo byłem nawet
zafascynowany faktem, że większość kelnerów to panowie w średnim wieku, bądź
nawet starsi. Z czasem moja fascynacja obsługą tutaj nie spadała, ale zaczęła
pochodzić z innego źródła. Panowie Kelnerzy pochodzili do obsługi z
nonszalancją i spokojem na granicy ignorowania, choć trzymali jakąś ciężką do
opisania „klasę” i uprzejmość – było tak podczas wszystkich moich wizyt.
Nonszalancja w tym lokalu oznacza np. niepodanie jednego zestawu sztućców,
podanie bułeczek z masłem tylko części stolika, zaserwowanie potrawy bez
jej części itp. Dodatkowo w obsługę poza kelnerami zaangażowani są kucharze,
którzy wykańczają część potraw przy gościach i serwują je oraz nierzadko
właściciele. Sprawia to, że często przy stoliku okupowanym przez dwie osoby
znajduje się 5-6 osób obsługujących. Co więcej mam wrażenie, że wszystko to
jest jakieś nieuporządkowane i sprawia wrażenie chaosu i swoistego „miotania
się” dookoła Klienta. Znam wiele osób, które są zirytowane obsługą w tej
restauracji, mnie osobiście bawi ona i podchodzę do niej jak do czegoś w
rodzaju „zjawiska”.
Zupełnie inna bajka to obsługa w
restauracjach masowych. Dla mnie takie jest „Pod Wawelem – Kompania Kuflowa”
oraz po części Jeff’s. Ilość stolików oraz gwar panujący „Pod Wawelem” na 100%
nie ułatwia obsługi. Jednak kelnerzy i kelnerki mają tam wyraźnie ustawiony
standard obsługi i w większości przypadków trzymają się go. Powoduje to, że
przy każdej wizycie jestem obsłużony sprawnie i bardzo uprzejmie. Choć zdaję
sobie sprawę, że przy takim „przerobie” uprzejmość ta jest często pewnie nieco
sztuczna. Raz tylko wyraźnie zmęczona kelnerka zawarczała na mnie i towarzysza
;) Ogólnie, biorąc pod uwagę charakter lokalu, uważam że obsługa jest naprawdę
świetna.
O przykładach złej obsługi szkoda
dodatkowo pisać, jeden z nich znalazł się już w innym wpisie. Drugi, który mnie
szczególnie zraził to obsługa w Horai na krakowskim Kazimierzu. Tam w dość
pustej restauracji czekaliśmy na przystawki i zupy tak długo, że po raz
pierwszy podziękowaliśmy za danie główne i wyszliśmy…
Osobna kategoria to obsługa w
Alberiche na Karmelickiej, miejscu któremu kibicuję. Jest to dość nowy lokal
założony przez „autentycznych Meksykanów”. Obsługą tam zajmuje się „tata” i
chyba córka oraz młoda dziewczyna z Polski. My byliśmy obsługiwani przez „tatę”.
Ze zrozumieniem języka polskiego było ciężko, z zapamiętaniem szczegółów
zamówienia jeszcze gorzej – napojów nie dostaliśmy bez ponownego przypomnienia
się, podobnie zresztą jak zupy. Ta wjechała na stół jako ostatnia, po dwóch daniach
głównych i dwóch przystawkach, które nota bene zostały podane równocześnie i
radośnie sobie stygły. Widać iż obsługa na swój sposób się stara i jest w tym
wszystkim urocza, więc w połączeniu z rodzinnym charakterem tego miejsca ja
jestem w stanie zgodzić się na bardzo wiele.
Żeby się już bardziej nie
rozpisywać. Ja wiem, że kelnerom płacą często skandalicznie mało i jest to
trudna praca, ale są przykłady, że da się ją wykonywać świetnie, a jeśli nie
perfekcyjnie to przynajmniej w taki sposób, że gość jest zadowolony. Nie chcę
generalizować, ale… mam przemożne wrażenie, że na przykład w Hiszpanii, we
Włoszech i w Wielkiej Brytanii przeciętny kelner/kelnerka są dużo bardziej
uśmiechnięci niż ich odpowiednicy w Polsce. Może taka już nasza narodowa
specyfika – ale mnie się to akurat nie podoba…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz