Czasem nie chce mi się gotować, czasem nie mam czasu. Kiedy stan taki przydarza mi się w środku tygodnia, kiedy nie mam również czasu stołować się w wyszukanych miejscach i po prostu chcę zjeść obiad, wybieram miejsca takie jak Fabryka Smaku. Nie do końca restauracja, coś więcej niż bar mleczny. Sami siebie nazywają bistro, usłyszałam również opinię, że to lokal w modnym dziś "nurcie lunchowym". Mniej kojarzy się z tradycyjnym obiadem codziennym.
Każdego dnia przed drzwiami na ulicy Librowszczyzny staje czarna tablica
z wypisanymi kredą zestawami dnia. Zazwyczaj takich zestawów do wyboru jest trzy -
zupa, drugie i kompot. Wchodzimy do środka. Małe wnętrze sprawia wrażenie kopii
z katalogu IKEA. Jednak jeśli na chwilę się usiądzie i rozejrzy,
bezpretensjonalne dodatki sprawiają, że człowiek czuje się bardziej jak w domu,
a nie jak w sklepie.