Piątkowe popołudnie, kiedy to nie marzyłam o niczym innym jak o pojechaniu do domu, zjedzeniu sałatki z tego, co zostało w lodowce i położeniu się na kanapie z książka w dłoni. Plan ten zrealizowany został do elementu "pojechania"... Po drodze bowiem doszłam do wniosku, że ból głowy to jednak jest z głodu, i że zanim do domu dojadę, to tylko mi się pogorszy. Po drodze zahaczyłam więc o mieszcząca się na Ruczaju restaurację Oregano, obok której wielokrotnie przechodziłam, nigdy jednak nie było okazji, aby ją odwiedzić. Wszystko składało się więc w piękną całość!
Etykiety
- Albania
- Azja
- Bo mnie szwagier namówił...
- Burgery
- Cieszyn
- Cukiernie
- Degustacja
- Fast food
- Festiwale kulinarne
- Folusz
- Hiszpania
- Hotel
- Jasło
- Kalisz
- Kraków
- Książki
- Kuchnia amerykańska
- Kuchnia azjatycka
- Kuchnia barowa
- Kuchnia chińska
- Kuchnia czeska
- Kuchnia francuska
- Kuchnia grecka
- Kuchnia hiszpańska
- Kuchnia indyjska
- Kuchnia japońska
- Kuchnia kurdyjska
- Kuchnia lankijska
- Kuchnia łemkowska
- Kuchnia meksykańska
- Kuchnia molekularna
- Kuchnia niemiecka
- Kuchnia orientalna
- Kuchnia polska
- Kuchnia rumuńska
- Kuchnia singapurska
- Kuchnia syryjska
- Kuchnia tajska
- Kuchnia turecka
- Kuchnia wegetariańska
- Kuchnia węgierska
- Kuchnia włoska
- Kursy gotowania
- Lublin
- Macedonia
- Na brzegu talerza
- Najedzeni Fest
- Nałęczów
- Podróże kulinarne
- Polska
- Przemyśl
- Przepisy
- Ruczaj
- Rumunia
- Rymanów
- Singapur
- Slow Food
- Sri Lanka
- Street Food
- Śniadania
- Świat
- Tajlandia
- Wielka Brytania
- Włochy
sobota, 25 maja 2013
niedziela, 19 maja 2013
Śniadaniowo, jeszcze bożonarodzeniowo w Green Times
Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze krakowskie ulice zasłane były śniegiem a większość Krakowian zajmowała się pieczeniem mięs na Święta, wybraliśmy się z MS na śniadanie. I pomimo iż było to już prawie pół rok temu i pewnie w opisywanym miejscu dużo się od tamtego czasu zmieniło, nie mogłam nie wrócić do tych wspomnień i nie opisać Green Times!
W przed-Bożonarodzeniowym klimacie doszliśmy do wniosku, że lodówka pusta a sił brak na zakupy, które pewnie i tak w większości by się zmarnowały, jako iż lada dzień wyjeżdżaliśmy Święta świętować poza Krakowem. Tak więc ubraliśmy się w tony ciuchów (pamiętajmy - to był grudzień!) i wyruszyliśmy na poszukiwanie pożywnego śniadania. Trafiło na mieszczący się na Placu Wolnica Green Times!
W przed-Bożonarodzeniowym klimacie doszliśmy do wniosku, że lodówka pusta a sił brak na zakupy, które pewnie i tak w większości by się zmarnowały, jako iż lada dzień wyjeżdżaliśmy Święta świętować poza Krakowem. Tak więc ubraliśmy się w tony ciuchów (pamiętajmy - to był grudzień!) i wyruszyliśmy na poszukiwanie pożywnego śniadania. Trafiło na mieszczący się na Placu Wolnica Green Times!
poniedziałek, 13 maja 2013
Dieta człowieka pracującego czyli kuchnia rumuńska
W Rumunii byłam już trzeci raz i po raz kolejny
stwierdziłam, że jest to miejsce, w którym nie można obawiać się o brak
wyjątkowych doznań smakowych. Jedynym, o co można się obawiać jest stan wątroby,
i to nie tylko ze względu na wszechobecną palinkę, czyli bimberek z dostępnych akurat
owoców...
Musicie bowiem wiedzieć, że tamtejsza kuchnia to kuchnia pasterska, rolnicza. To wyznacza charakter najpopularniejszych i najbardziej tradycyjnych potraw. To odzwierciedlają również porcje – niezmiennie wielkie, gdziekolwiek by się nie jadło. Kuchnia rumuńska to według mnie pochwała prostoty i świeżości, z wykorzystaniem lokalnych dobroci.
Musicie bowiem wiedzieć, że tamtejsza kuchnia to kuchnia pasterska, rolnicza. To wyznacza charakter najpopularniejszych i najbardziej tradycyjnych potraw. To odzwierciedlają również porcje – niezmiennie wielkie, gdziekolwiek by się nie jadło. Kuchnia rumuńska to według mnie pochwała prostoty i świeżości, z wykorzystaniem lokalnych dobroci.
środa, 8 maja 2013
Hellada – greckie smaki i grecka obsługa
Do Hellady wybrałem się zachęcony
przez Znajomego Wielbiciela Jagnięciny ;), który to właśnie grecką tawernę
zaproponował na miejsce sobotniego spotkania. Jako że jagniątkiem sam nie
pogardzę, przystałem na propozycję z radością. Dodatkowo Hellada leży nieco na
uboczu „utartych szlaków gastronomicznych”, więc skoro pojawiła się okazja –
żal było nie skorzystać.
Tak się złożyło, że do Hellady dotarłem pierwszy, więc w towarzystwie Żywca mogłem sobie oglądać wnętrze, które jest nawet całkiem sympatyczne, z dużą ilością butelek po winie i książek. Część małych stolików znajduje się w bocznej salce, która już moim zdaniem taka sympatyczna nie jest. Natomiast wnętrze jest zdecydowanie ciekawsze od „zewnętrza” restauracji – to co widzimy przed wejściem kompletnie zniechęca do jedzenia. Ale cóż, ciężko sobie okolicę upiększać…
Subskrybuj:
Posty (Atom)