I spieszę wyjaśnić, że wcale się
nie nabijam. No, może troszeczkę, wspominając zaśnieżone drogi;) Ale tytuł posta przyszedł mi do głowy, gdyż
restauracja, którą odwiedziłam, ma swój odpowiednik (a może raczej pierwowzór)
we Lwowie. Ja aż tak daleko nie dotarłam, natomiast było mi dane dotrzeć na
wschód Polski i zasmakować w tradycji.
Pyzata Chata, bo o niej głównie
chciałam napisać, to miejsce reklamujące się jako „szybko-obsługowa
restauracja”. W związku z czym czułam się nieco zagubiona przy wejściu, gdyż
nie wiedziałam jakie zasady tu panują, jednak idąc za tłumem i zasięgając języka
u lubelskich towarzyszy można się było szybko zorientować, co jest grane.