wtorek, 31 grudnia 2013

I znów byliśmy Najedzeni (i to Fest!)!

Festiwalu Najedzeni Fest nie trzeba chyba już nikomu przedstawiać. Pomimo, iż "Jesień" to dopiero druga jego edycja (jak można się łatwo domyśleć, pierwsze było "Lato" :)), to jest to impreza, która już na stałe zagościła w świadomości krakowskich łasuchów. I dobrze, bo na prawdę warto Najedzonych odwiedzać!

Pomimo, iż od jesieni trochę czasu już minęło i mamy oficjalnie kalendarzową zimę, pogoda nadal jesienna, więc recenzję nadal warto chyba dodać... :)


piątek, 20 grudnia 2013

Małe jest piękne czyli do przeczytania po drodze do domu


Miałam ogromny apetyt na tę książkę. Tytuł i nazwisko autora sugerowały, że nie zmęczę się przy czytaniu, że mogę zakopać się pod kocem, nalać sobie kieliszek wina (albo dwa) i przetrwać jakoś grudniowy dzień, a właściwie tę nędzne ochłapy, które z dnia pozostały. Otóż…nie zdążyłam. Nazwanie tej pozycji książką to dużo powiedziane. Połknęłam ją w godzinkę, a biorąc pod uwagę, że zaczęłam w tramwaju to właściwie jej nie zauważyłam. Ale koniec ze złośliwościami, skoro tu się znalazła to znaczy, że jednak zauważyłam. 
Wyznania francuskiego piekarza” to nieprzekłamany tytuł tej miniaturki. Peter Mayle, autor bestsellerów „Rok w Prowansji”, „Dobry rok” i paru innych południowofrancuskich opowieści, tym razem spotkał się z piekarzem z krwi i kości – Gerardem Auzetem - i spisał jego doświadczenia. Nie mogę za wiele tu napisać, bo opowiem Wam całą książeczkę. Zaznaczę jednak, że są to niezwykle fachowe uwagi.

wtorek, 12 listopada 2013

Augusta, czyli pierwszy zwrot na lecie bloga!


MS: Jakiś czas temu zorientowaliśmy się, że minął rok od kiedy piszemy tego bloga. Jak się zorientowaliśmy, tak minęło jedynie 1,5 miesiąca i już umówiliśmy się na "odświętne" spotkanie. Na miejsce spotkania wybraliśmy Augustę, restaurację na barce, która stacjonuje blisko krakowskiej Kładki Bernatki, bo okazja była wyjątkowa, a strona internetowa głosi, że to "restauracja inna niż wszystkie".

Prosto, tradycyjnie i barowo - Lunch Bar TU

W pewne dość chłodne, październikowe popołudnie znalazłem się w potrzebie. Potrzebowałem zjeść coś w miarę szybko, tanio i w okolicy Placu Matejki. Gdyby pora roku była inna zapewne wybrałbym się do Glonojada, ale jako że było chłodno i wietrznie postanowiłem - tym razem musi być mięso. Nie zastanawiając się długo wybrałem Lunch Bar TU - bo był pod ręką i swoim wyglądem obiecywał to, że zjem szybko i niedrogo.

Po wejściu zachowałem się do bólu klasycznie i zamówiłem rosół i kotlet schabowy z frytkami i zasmażaną kapustą - pamiętajcie, było zimno i byłem głodny więc sięgnąłem po najprostszy wybór. A wybór w w menu jest nawet dość ciekawy.

niedziela, 10 listopada 2013

Na wschód! C.K. Monarchia w Przemyślu


Żeby na chwilę wybrać się w podróż do przeszłości wystarczy pojechać na wschód. I to nie trzeba jechać daleko (choć i te dalsze wyprawy uwielbiam – o czym możecie przeczytać w postach o Rumunii). Wystarczy 200 km od Krakowa. Przemyśl. Miasto, które zrobiło na mnie niesamowite wrażenie. Tu czuć niegdysiejszą wielokultorowość, która kiedyś panowała w Polsce, gdzie Żydzi, Ukraińcy, Polacy (i Bóg wie kto jeszcze) żyli wspólnie jako sąsiedzi. Obdrapane kamienice, bramy, do których trochę strach zaglądać, Szwejk wyglądający zza rogu ulicy – to wszystko tworzy jedyny w swoim rodzaju klimat, którego nie zaznacie na zachodzie, choćbyście bardzo się starali. Chcąc pozostać w takiej atmosferze także na obiad – trzeba odwiedzić restaurację CK Monarchia. 
 

wtorek, 29 października 2013

Kurdyjski obiad z polskim widokiem w niemieckim wnętrzu



Zazwyczaj jeśli poznało się jakieś miejsce od kuchni to nie chce się tam wracać i występować w roli klienta. Wspomnienie hektolitrów potu i alkoholu przelewającego się na zapleczu, nieustających bluzgów pomiędzy wyższą kastą kucharzy a pariasami kelnerami oraz pulsującego bólu kręgosłupa po 18-godzinnej zmianie to coś, co skutecznie zniechęcało mnie do stołowania się w tym skądinąd przecudnej urody miejscu. Pamięć ludzka jednak ma to do siebie, że jest ulotna i woli zachowywać te milsze chwile, tak więc kuszona obietnicą posiłku w słońcu z widokiem na Wisłę i las Wolski - powróciłam na stare śmieci. Po krótkiej wspinaczce pod górkę oczom naszym ukazuje się okazały zamek, obok klimatyczna baszta. Oto restauracja i kawiarnia „U Ziyada”, zamek w Przegorzałach.

niedziela, 13 października 2013

Slow fast food czyli Ricebar na Kazimierzu


Kolejny wieczór spędzany w ulubiony przeze mnie sposób – piwko z przyjaciółmi na Kazimierzu. Kolejny raz w trakcie wieczoru rośnie apetyt. Czy kolejny raz skazana zostanę na nieśmiertelne zapiekanki??? Otóż nie. Za poradą barmana odwiedziłam nowe miejsce na tego typu okazje – Ricebar na ulicy Podbrzezie (w sąsiedztwie Propagandy i Szynku). Przemiły młody człowiek miał niezwykle dużo energii jak na tę nocną porę i ochoczo zaczął opowiadać o asortymencie.
Otóż w barze można sobie wybrać jeden z trzech rodzajów ryżu dostępnego tego dnia (w ogóle mają tych rodzajów o wiele więcej). Do tego wybieramy sobie jeden z sosów – czterech słonych, trzech słodkich. Jeden ze słonych sosów zazwyczaj jest tzw. „polskim smakiem” (grzybowy, miodowo-musztardowy), pozostałe to najczęściej różne rodzaje curry. 

piątek, 11 października 2013

Bo mnie szwagier namówił...

Właściwie żadna historia zaczynająca się od słów "Bo mnie szwagier namówił..." nie ma prawa skończyć się dobrze. Ale być może będzie to wyjątek potwierdzający regułę. Szwagier zwany Benym, przy jednym z "piwnych spotkań" rzucił luźną myśl - powinniście mieć serię gdzie opisujecie krakowskie bary mleczne. Cóż - challenge accepted!

Na pierwszy ogień wybrałem Jadłodajnię u Babuni. Czemu? Bo na "Filarki" czy "Flisaka" się nie rzucę na początek ;). A drugi powód jest taki, że do Jadłodajni mam sentyment.

Lokal u Babuni znajduje się w samym centrum Osiedla Podwawelskiego. Nie jest to typowy bar mleczny, raczej zwykła osiedlowa jadłodajnia. Podczas studiów zdarzało się tam stołować bardzo często. I teraz też od czasu do czasu tam wracam - kiedy mam ochotę na zwykłe i szybko podane jedzenie.

wtorek, 17 września 2013

Po prostu obiad - Fabryka Smaku





Czasem nie chce mi się gotować, czasem nie mam czasu. Kiedy stan taki przydarza mi się w środku tygodnia, kiedy nie mam również czasu stołować się w wyszukanych miejscach i po prostu  chcę zjeść obiad, wybieram miejsca takie jak Fabryka Smaku. Nie do końca restauracja, coś więcej niż bar mleczny. Sami siebie nazywają bistro, usłyszałam również opinię, że to lokal w modnym dziś "nurcie lunchowym". Mniej kojarzy się z tradycyjnym obiadem codziennym.
Każdego dnia przed drzwiami na ulicy Librowszczyzny staje czarna tablica z wypisanymi kredą zestawami dnia. Zazwyczaj takich zestawów do wyboru jest trzy - zupa, drugie i kompot. Wchodzimy do środka. Małe wnętrze sprawia wrażenie kopii z katalogu IKEA. Jednak jeśli na chwilę się usiądzie i rozejrzy, bezpretensjonalne dodatki sprawiają, że człowiek czuje się bardziej jak w domu, a nie jak w sklepie. 

niedziela, 8 września 2013

El Toro - pomiędzy deklaracją a czynami...




W pewne letnie popołudnie naszła mnie ochota na kuchnię hiszpańską i namówiłem KADR-ową na odwiedziny w El Toro na placu Wolnica. Ochota na hiszpańską kuchnię to właściwie mało powiedziane, ja tego słońca i hiszpańskiej atmosfery w jedzeniu potrzebowałem bardziej niż nasza reprezentacja piłkarska dobrego meczu.

wtorek, 3 września 2013

Kiełbaska na koniec wakacji

Wakacje się kończą, w Krakowie już prawie pełnia jesieni, a jednak jeść trzeba. :) A cóż zjeść na tzw. szybko, kiedy wieczorem przechodzi się z jednego pubu do drugiego, albo wraca późną nocą do domu?

Możemy skusić się na fast fooda sieciówkowego (jeśli głód zastał nas w okolicach Rynku). Ale ani to dobre ani dobre... Możemy przy tymże Rynku zawitać do jednej z 15624 krakowskich kebabowni, ale nigdy nie wiadomo z jakimi dodatkami go dostaniemy (że o sosach majonezowych nie wspomnę...). Balując na Kazimierzu możemy ustawić się w kilometrowej kolejce po "przepyszną, zdrową, lekkostrawną, naturalną i, co najważniejsze, z dziada-pradziada tradycyjna zapiekankę". Można... Ale, czy warto?

niedziela, 25 sierpnia 2013

Jak się stołował Aleksander Wielki czyli Macedonia od kuchni


Moja pierwsza fascynacja kuchnią Macedonii była oczywista – to kuchnia południa. Tu wszystko jest dojrzalsze, słodsze, rozgrzane słońcem. Podobnie jak we Włoszech czy w Czarnogórze można zajadać się figami, niesamowicie esencjonalnymi pomidorami i mięsistymi oliwkami. Uniwersalne zalety wyższych temperatur i dłuższego lata. Jednak dopiero druga kulinarna twarz macedońskiej krainy jest naprawdę interesująca – to prawdziwy miks kulturowy.

środa, 21 sierpnia 2013

Burger, tuż za rogiem

To było wczoraj. Potrzebowałam czegoś szybkiego i sycącego a zarazem oczywiście pysznego. Burger brzmiał dobrze, tak więc przeskanowałam w głowie wszystkie burgerowe miejsca, które byłyby po drodze do mojego miejsca spotkania i padło na Corner Burger. Widzieliśmy go kiedyś idąc do Sami Am Am, wyglądał ok, więc czemu nie...? Jeśli nie wyjdzie, to w najgorszym przypadku najem się średniej jakości mięsa z bułką i będę miała materiał do Trójspojrzenia - pomyślałam. Co się okazało...?

piątek, 16 sierpnia 2013

Najlepsze piwo Polski Centralnej!

Nadrabiamy zaległości... Ale kiedy jest lepszy czas na pisanie o piwie jak nie w długi, letni weekend? Chyba tylko w bardzo długi weekend majowy. :)

Mowa jest o miejscu, w którym robi się, sprzedaje i pije piwo - Złoty Róg, czyli Browar Kaliski. Swoją drogą powiem szczerze, że nie wiem, czy nazwą właściwą jest "Złoty Róg" a Browar Kaliski to tylko wyjaśnienie, czy "Browar Kaliski" to jest nazwa... W każdym razie wiemy, że chodzi o browar, który mieści się w Kaliszu i tak na prawdę tyle nam chyba potrzeba, żeby tam trafić.

My pojawiliśmy się tam pewnego deszczowego dnia, kiedy to wiosna zaskoczyła nas zimnem zamiast pięknym słońcem i zaplanowany długi spacer poszedł się paść... Ale nie ma tego złego - dzięki temu wcześniej trafiliśmy do Browaru nie tracąc czasu na chodzenie. :)

środa, 14 sierpnia 2013

Śniadanie uratowane, czyli Bococa naszym stałym punktem na śniadaniowej mapie Krakowa!


Chłodny dzień początku lata. Trochę padało, humory też trochę deszczowe były... Chcieliśmy zjeść szybkie śniadanie na Salwatorze, jednak wszystkie miejsca, które przychodziły nam do głowy były zamknięte. Niedługo wcześniej otwarta została Bococa przy Placu Inwalidów, postanowiliśmy więc podjechać kawałek dalej i wypróbować nowe miejsce. Warto było!

sobota, 10 sierpnia 2013

Pyszne książki. Dziękuję Ci Rachel Lane!

Tym razem będzie inaczej, to będzie pierwszy raz, kiedy opiszę książkę kucharską! Wcześniej pojawiały się już u nas książkowe recenzję, głównie dzięki Agacie, dla mnie jednak będzie to nowość. Ale nie mogłam się powstrzymać! Myślałam już o tym kilka razy, ale nigdy nie mogłam się zabrać, "wypróbuję jeszcze kilka przepisów i wtedy..." usprawiedliwiałam się. Ale dzisiaj już się nie dało! Pojawiło się bowiem chili con carne i przeważyło szalę!

Książka, a raczej książki o których chce napisać, to niby typowe książki kucharskie jakich wiele na naszym polskim rynku. Autorką (a w przypadku "Na ostro" współautorką) jest Rachel Lane a wydawcą Wydawnictwo Olesiejuk. Pierwsza książkę Pani Lane otrzymaliśmy z MS w prezencie i było to "Grillowanie". Nigdy wiele nie grillowaliśmy, ale jako szczęśliwi posiadacze grilla elektrycznego (część tego samego prezentu) zaczęliśmy wypróbowywać nowe kulinarne wynalazki śladami Rachel Lane. I wszystko wychodziło świetnie! Idąc więc za ciosem nabyłam drogą kupna kolejną książkę tej autorki, tym razem "Na ostro". I jeśli "Grillowanie" to był strzał w dziesiątkę, to nie wiem co powiedzieć o tej drugiej pozycji?!

środa, 7 sierpnia 2013

Z miłości do tapas... rzut oka na Hiszpanię


Nie tak dawno na naszym blogu pojawił się opis restauracji La Ereta w Alicante, natomiast mam poczucie, że z tego wyjazdu wyniosłem jeszcze kilka bardziej ogólnych kulinarno-gastronomicznych spostrzeżeń na temat Hiszpanii. Oczywiście mój pobyt był bardzo krótki i ograniczył się do samego Alicente, więc relacja jest zupełnie nieobiektywna i nie mająca podstaw naukowych, co nie zmienia faktu że jedzenie w Hiszpanii oraz podejście do niego mnie urzekły.

niedziela, 4 sierpnia 2013

Wołowina w Moo Moo, czyli od słów do czynów w trakcie jednego wieczora


Już prawie tydzień minął a nam nadal miło. :) Otóż zostaliśmy ostatnimi czasy zaproszeni w trójspojrzeniowym gronie na warsztat-wykład w tematyce mięsnej do Moo Moo Steak and Burger Club. Impreza skierowana była w dużej mierze do blogerów (restauracyjno-kulinarnych), aby w miłej atmosferze dowiedzieć się więcej na temat wołowiny i jej kulinarnych opcji, jak również aby rzeczoną wołowinę zdegustować oraz ocenić.

wtorek, 23 lipca 2013

La Ereta – szczyt dla odważnych

Jakiś czas temu miałem okazję wyjechać z powodów zawodowych do Hiszpanii, a bardziej konkretnie do Alicante. W innym poście opiszę kulinarne wrażenie z tej krótkiej lecz bardzo przyjemnej wyprawy. Natomiast jednego z wieczorów zostaliśmy zaproszeni do restauracji. Jakoś nie wpadło mi do głowy żeby rzucić okiem na stronę restauracji, więc czekało mnie kilka zaskoczeń. A więc do rzeczy...

poniedziałek, 22 lipca 2013

W poszukiwaniu muffinki doskonałej


Okazja była wyjątkowa, wyjątkowa powinna być również muffinka – pomyślałam. Uwielbiam piec w ramach prezentów, nie ma to jak podzielić się czymś słodkim, zrobionym własnoręcznie. A żeby wypiek dorównał wyjątkowością okazji, postanowiłam poszukać nieprzeciętnego opakowania. Chodziłam i szukałam, głównie po modnych w Krakowie miejscach, gdzie sprzedają cupcake (swoją drogą dlaczego nie mogą się one nazywać tak prosto i ślicznie – babeczki???). W jednym z takich miejsc polecono mi firmę „współpracującą” – Beetlebits.pl. 

czwartek, 18 lipca 2013

Spotkanie otwarcia, spotkanie o wszystko,….

Konfederacka 4, Konfederacka 4, Konfederacka 4… – jakiś czas temu nie dało się nie zauważyć, że wiele osób mówi o nowym miejscu na kulinarno-winnej mapie Krakowa. Co więcej – były to słowa pozytywne i zachęcające. Zdecydowaliśmy z KADR-ową, że idziemy, że trzeba, że nawet trochę jak obowiązek. Jak postanowiliśmy, tak minęły pewnie dwa miesiące… i nic. Ale pewnej niedzieli przyszła wena – tak, idziemy! I poszliśmy.

środa, 10 lipca 2013

Trójspojrzenie Najedzone Fest!

Już chwila minęła od pierwszej edycji festiwalu kulinarnego Najedzeni Fest, ale dopiero teraz udało mi się usiąść do recenzji. I to bynajmniej nie dlatego, że nie było co opisywać, lecz obowiązki tak zwane służbowe przytłoczyły w ostatnim czasie. Jako jednak, iż tamto czerwcowe popołudnie wspominam niezmiernie pozytywnie, nie mogłam o recenzji zapomnieć. 

Festiwal odbył się w Hotelu Forum (w Forum Przestrzenie dokładniej), gdzie cała przestrzeń zapełniona została stanowiskami z jedzeniem i jedzeniowymi dodatkami. Wystawców było nie tylko dużo, ale i ich jakość była bardzo wysoka!

niedziela, 7 lipca 2013

Tym razem bez szczęścia - Podkowa




Nie planowałam odwiedzać tego miejsca, nigdy o nim nie słyszałam. Tak się po porostu złożyło. Podkowa na Placu Wolnica to restauracja w stylu „kazimierzowskim”. Zaskakuje przestrzenią po wejściu w podworzec, nieco zagracona starociami, o przyjemnym wystroju, głównie w drewnie. Największą zaletą jest uroczy ogródek, można posiedzieć przy solidnym drewnianym stole wśród kwitnących kwiatów i poziomek (!).

piątek, 5 lipca 2013

Lato – grill – Czarci Grill


Sezon grillowy się zaczął no więc postanowiliśmy odwiedzić pewne miejsce, które od dawna mijaliśmy po drodze na basen. Był to pewien zajazd, na uboczu, wręcz już poza miastem. Naokoło zielono, choć droga ruchliwa. Wnętrze klasyczne, z rodzaju „wiejskich chat”, ogródek duży, z mnóstwem zabawek dla dzieci, kiczowaty. Restauracja okazała się być połączona z pizzerią, której głównym dochodem są chyba dowozy, co napawało mnie lekkim niepokojem. Jednakże ochota na prostą, polską kuchnię zwyciężyła, gdyż takie dania oferuje menu poza pizzą. Klienci niemięsożerni mogą mieć tu zgryza, ale nie do końca, bo i placki ze śmietaną i  rybkę z grilla dostaną bez problemu.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Powrót do dzieciństwa - jedzenie po drugiej stronie szafy


Generalnie boję się kulinarnych książek „naciąganych” na jakiś temat (inspirowanych filmem lub książką, gdzie jedzenie nie jest tematem głównym), jednak ciekawość zazwyczaj zwycięża. Tak też się stało gdy w ręce wpadła mi książka „160 smakowitych przepisów kulinarnych z krainy Narnii” Paolo Gulisano i Luisy Vassallo. Z pobłażliwością zaczęłam przeglądać zbiór i szybko stwierdziłam, że nawet jeśli z Narnią ma to niewiele wspólnego, to przepisy mogą być warte wypróbowania. 
Aby jednak wprowadzić się w specyficzny klimat przebrnęłam przez wstęp napakowany cytatami z oryginalnej Narnii. Następnie autorzy przybliżyli mi biografię C.S. Lewisa w kontekście kulinarnym – i tu sporo ciekawostek z kuchni irlandzkiej, żydowskiej  i umbryjskiej. Potem jeszcze kilka wspomnień z innych dzieł Lewisa i bardzo ciekawe „Menu krainy Narnii” – gdzie przytoczone są fragmenty książki i spisane "autentyczne" menu np. herbatki u Pana Tumnusa (herbata, jajka na miękko, sardynki na grzankach, grzanki z masłem, grzanki z miodem, ciastko z lukrem). Mimo pewnej infantylności czytanie tej części przywołało zupełnie niewymuszony uśmiech na mą twarz. Najważniejsza jest jednak druga część – faktyczny zbiór przepisów.

niedziela, 16 czerwca 2013

Trójspojrzenie wchodzi na Facebooka!

Trójspojrzenie szaleje i wchodzi na Facebooka! 
Uruchomiliśmy niedawno... 


Klikajcie "lubię to", publikujcie na swoich "wall'ach", przesyłajcie znajomym i w ogóle! 
Dzielmy się dobrymi wieściami! :) 
Lajkujcie i otrzymujcie na bieżąco informacje o najnowszych recenzjach z kraju i ze świata! 
Do zobaczenia na Fejsie!

niedziela, 2 czerwca 2013

Ancora - pierwsza taka restauracja...

Długo się zbieraliśmy. Długo zastanawialiśmy, z jakiej okazji tam pójść. Długo nie było wolnego weekendu, żeby na spokojnie celebrować. W końcu nadszedł! Pomocne w wyborze terminu było na pewno nowe menu szparagowe. Dobry pretekst nie jest zły i pewnego pięknego dnia zarezerwowaliśmy stolik na sobotni obiad! Pomimo zlej pogody, dzień okazał się piękny! A stało się to dzięki doświadczeniom smakowym w legendarnej Ancorze!

Ancory jako takiej przedstawiać chyba nie trzeba? Prowadzona przez Adama Chrząstowskiego restauracja znana jest chyba większości kulinarnych zapaleńców.

sobota, 1 czerwca 2013

Podróże kształcą - lekcja rumuńskiego

Kursując pomiędzy Krakowem a Tajlandią, zapraszam Was jeszcze raz do Rumunii. Tym razem zajrzymy nie do talerzy, ale na ulicę. Zbaczając czasem do jakiegoś miłego lokalu lub piwniczki.... Kraj ten obfituje w propozycje gastronomiczne na każdym kroku, mnie osobiście urzeka bezpretensjonalność i prostota oraz częste wrażenie przenoszenia się w przeszłość.

sobota, 25 maja 2013

Oregano, czyli restauracją Ruczaj stoi!

Piątkowe popołudnie, kiedy to nie marzyłam o niczym innym jak o pojechaniu do domu, zjedzeniu sałatki z tego, co zostało w lodowce i położeniu się na kanapie z książka w dłoni. Plan ten zrealizowany został do elementu "pojechania"... Po drodze bowiem doszłam do wniosku, że ból głowy to jednak jest z głodu, i że zanim do domu dojadę, to tylko mi się pogorszy. Po drodze zahaczyłam więc o mieszcząca się na Ruczaju restaurację Oregano, obok której wielokrotnie przechodziłam, nigdy jednak nie było okazji, aby ją odwiedzić. Wszystko składało się więc w piękną całość!

niedziela, 19 maja 2013

Śniadaniowo, jeszcze bożonarodzeniowo w Green Times

Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze krakowskie ulice zasłane były śniegiem a większość Krakowian zajmowała się pieczeniem mięs na Święta, wybraliśmy się z MS na śniadanie. I pomimo iż było to już prawie pół rok temu i pewnie w opisywanym miejscu dużo się od tamtego czasu zmieniło, nie mogłam nie wrócić do tych wspomnień i nie opisać Green Times!

W przed-Bożonarodzeniowym klimacie doszliśmy do wniosku, że lodówka pusta a sił brak na zakupy, które pewnie i tak w większości by się zmarnowały, jako iż lada dzień wyjeżdżaliśmy Święta świętować poza Krakowem. Tak więc ubraliśmy się w tony ciuchów (pamiętajmy - to był grudzień!) i wyruszyliśmy na poszukiwanie pożywnego śniadania. Trafiło na mieszczący się na Placu Wolnica Green Times!

poniedziałek, 13 maja 2013

Dieta człowieka pracującego czyli kuchnia rumuńska


W Rumunii byłam już trzeci raz i po raz kolejny stwierdziłam, że jest to miejsce, w którym nie można obawiać się o brak wyjątkowych doznań smakowych. Jedynym, o co można się obawiać jest stan wątroby, i to nie tylko ze względu na wszechobecną palinkę, czyli bimberek z dostępnych akurat owoców...

Musicie bowiem wiedzieć, że tamtejsza kuchnia to kuchnia pasterska, rolnicza. To wyznacza charakter najpopularniejszych i najbardziej tradycyjnych potraw. To odzwierciedlają również porcje – niezmiennie wielkie, gdziekolwiek by się nie jadło. Kuchnia rumuńska to według mnie pochwała prostoty i świeżości, z wykorzystaniem lokalnych dobroci. 

środa, 8 maja 2013

Hellada – greckie smaki i grecka obsługa


Do Hellady wybrałem się zachęcony przez Znajomego Wielbiciela Jagnięciny ;), który to właśnie grecką tawernę zaproponował na miejsce sobotniego spotkania. Jako że jagniątkiem sam nie pogardzę, przystałem na propozycję z radością. Dodatkowo Hellada leży nieco na uboczu „utartych szlaków gastronomicznych”, więc skoro pojawiła się okazja – żal było nie skorzystać.

Tak się złożyło, że do Hellady dotarłem pierwszy, więc w towarzystwie Żywca mogłem sobie oglądać wnętrze, które jest nawet całkiem sympatyczne, z dużą ilością butelek po winie i książek. Część małych stolików znajduje się w bocznej salce, która już moim zdaniem taka sympatyczna nie jest. Natomiast wnętrze jest zdecydowanie ciekawsze od „zewnętrza” restauracji – to co widzimy przed wejściem kompletnie zniechęca do jedzenia. Ale cóż, ciężko sobie okolicę upiększać…

czwartek, 11 kwietnia 2013

Bardzo pozytywne zaskoczenie w RotiRoti

Do RotiRoti trafiliśmy podobnie jak w kilku innych przypadkach, dzięki zakupom grupowym (chyba Citeam, ale nie do końca pamiętam). Kuchnia indyjska zawsze brzmiała nam bardzo ciekawie - nie, żebyśmy się na niej znali, po prostu po kilku próbach (niestety w większości poza Krakowem) smaki dość nam podeszły. Biorąc dodatkowo pod uwagę  że dwie inne krakowskie restauracje indyjskie nie zachęcały (jedna podobno bardzo niedobra, w drugiej kiedyś się strułam, więc nie wrócę), postanowiliśmy odkryć nowe, indyjskie miejsce na kulinarnej mapie Krakowa. I tak trafiliśmy do RotiRoti.

niedziela, 7 kwietnia 2013

W gościnne, łemkowskie progi...

Mniej więcej rok temu wiosenną porą miałem okazję w rodzinnym gronie odwiedzić Regionalna Karczmę „Gościnna Chata”. Znajduje się ona w Wysowej i trzeba przyznać, że jest hitem okolicy. Ciężko tu znaleźć wolne miejsca, a wśród znajomych trwają dyskusje czy prawdziwe łemkowskie jedzenie to w tej karczmie, czy tej po drugiej stronie drogi. No właśnie – w „Gościnnej Chacie” w Wysowej serwują nam kuchnię łemkowską, nie wiem czy prawdziwą, ale na pewno smaczną. Dlatego kiedy dowiedziałem się, że w Krakowie zaistniała „siostra” owej wysowskiej karczmy – nie było wyboru, trzeba było spróbować.

piątek, 5 kwietnia 2013

Love Krove, czyli To Love or not to Love...?

Love Krove była na naszym restauracyjnym radarze od czasu, kiedy po raz pierwszy zawitaliśmy do MoaBurger. Apetyty hamburgerowe zostały mocno rozbudzone i tylko czekaliśmy na dobrą okazję i tego specyficznego, burgerowego "smaka". I stało się! Był to pewien zimowy wieczór, kiedy przed wyprawą na tak zwane "jedno małe" postanowiliśmy dobrze się najeść i zrobić sycący podkład pod wieczorne trunki. Idealna suma kryteriów  która sprawiła, że decyzja padła na Love Krove! Ileż było we mnie podekscytowania i niecierpliwości! :)

niedziela, 24 marca 2013

Bo najważniejszy jest uśmiech


Z ruchliwej ulicy Karmelickiej schodzimy parę schodków w dół i znajdujemy się w niewielkiej pół-piwnicy. Światło tu rozproszone, ale atmosfera jak najbardziej słoneczna – drewniane stoliki nakryte wzorzystymi obrusami, na ścianach fotografie z Meksyku w barwnych oprawkach, a na półkach zbiór figurek w charakterystyczne wzory (jak objaśnia krótka informacja na początku menu – alebrije – to meksykańskie rękodzieło wykonane na papierze lub w drewnie, pomalowane w wesołe, przyciągające kolory, które przedstawia wymyślone zwierzęta, składające się zarówno z elementów realnych, jak i fantastycznych).  Przy stoliku wita nas  śniady młody mężczyzna. Niezbyt płynnie mówi po polsku, ale nadrabia uśmiechem. W Alebriche można zjeść klasyki kuchni meksykańskiej: enchilladas, tacos, kurczaka w czekoladowym sosie mole. Poza tym menu obfituje w pomyłki: a to jakaś literówka, a to niezgrabne gramatycznie sformułowanie, czasem brakuje całej linijki. 

czwartek, 21 marca 2013

Zadziwiająco łatwo - w kuchni u pana Gordona

Nadszedł czas by w końcu opisać książkę z samymi przepisami. Nazwisko Gordona Ramsay'a zna chyba każdy, nie każdy jednak wie, jak przyjazny może to być człowiek. A przynajmniej jego przepisy. „Szef kuchni po godzinach” to książka dla praktycznie dla wszystkich. Nie trzeba być szefem kuchni, by swobodnie z niej korzystać. W odróżnieniu od niektórych pozycji (np. „Szef kuchni na każdą porę roku”) receptury na potrawy są względnie proste, ze składników w zasadzie dostępnych na polskim rynku (no może oprócz witlinka i ostryg).  Ale od początku.

sobota, 16 marca 2013

1 Baht czyli zupa za 10 groszy…

Tym razem będzie nieco inaczej.  To znaczy ponownie o jedzeniu i ponownie o „restauracji”, ale tym razem o kuchni tajskiej. Co więcej o kuchni tajskiej w Tajlandii…

Tak się złożyło, że na zimowy urlop wybraliśmy się z KADR-ową do Tajlandii właśnie. A wszyscy, którzy gotowaniem się interesują wiedzą, że kraj ten między innymi swoją świetną kuchnią słynie. Możecie więc spodziewać się, że nie będzie to jedyny post na Trójspojrzeniu nawiązujący do naszych wakacji. Zaczniemy skromnie i zamiast całościowego kulinarnego obrazu Tajlandii zaprezentuję Wam tylko jego kawałek, ale za to kawałek niezwykle smaczny.

Pół dnia całodniowego kursu kuchni tajskiej, czyli jak ugotować i zjeść 6 dań przez 4 godziny

Nowy cykl czas zacząć! Opisujemy już restauracje, wrażenia kulinarne z różnych zakątków świata (w cyklu "Na brzegu talerza"), niedawno dołączyły też książki o tematyce kulinarnej. Przyszedł więc czas na kursy kulinarne i szkoły gotowania! Dla nas też jest to temat nowy, dopiero zaczynamy przygodę z "formalną" nauką gotowania, ale może z czasem będzie więcej tematów do opisywania. A zaczynamy dość orientalnie, gdyż od kursu kuchni tajskiej, do tego w niezwykłych okolicznościach przyrody (i tego... i niepowtarzalnych...), czyli od samej Tajlandii!

niedziela, 3 marca 2013

Valparaiso – a może owoca?

Z wyprawą do Valparaiso było nieco podobnie, jak w przypadku kilku innych restauracji – to znaczy pierwsza wyprawa zakończyła się niepowodzeniem. Tym razem powodem był brak wolnych miejsc. Za to pierwsza wizyta dała mi dwie rzeczy: 1. możliwość poćwiczenia hiszpańskiego – bowiem w takim języku zwracał się do nas właściciel tego miejsca, 2. Przekonanie, że skoro jest tak pełno, to koniecznie trzeba tu wrócić i spróbować coś zjeść następnym razem. Przekonanie to było wzmocnione faktem, że Valparaiso znajduje się jakby nieco na uboczu Kazimierze – jednym słowem trzeba chcieć tu trafić.

piątek, 8 lutego 2013

Zjeść Kraków


Tym razem będę zupełnie nieobiektywna, przyznaję się na wejście. A to dlatego, że uwielbiam to miasto. Wielu go nienawidzi, ja również dostrzegam pewne niedogodności w postaci utrzymującego się non stop smrodu, zamglenia godnego Londynu oraz wiecznych korków, jednakże…kocham Kraków! A w książka pod tytułem „Zjeść Kraków. Przewodnik subiektywny” autorstwa Roberta Makłowicza i Stanisława Mancewicza to generalnie pochwała miasta królów. Publikacja dzieli się na IV części i 17 rozdziałów, we wszystkich kręcimy się wokół jedzenia, ale nie w równym stopniu. Niektóre rozdziały przesycone są historią miasta podaną w formie zbioru ciekawostek wokół danego motywu (zbrodni, gwary regionalnej, władzy), inne są swoistą drogą poprzez kulinarne lokale i kultowe miejsca. Z historii dobra nie jestem, ale  mam wrażenie, że zbiór anegdot jest godny zapoznania się, gdyż o większości nie uczyli nas w szkole (można np. dowiedzieć się, że na uczcie z okazji otwarcia sukiennic w 1879 roku podano „pieczyste z saren, kuropatw, bażantów, pulard i kapłonów (…) zakupiono 366 butelek szampana (…), 244 butelki czerwonego wina (…) i 200 flasz białego węgrzyna”). W rozdziałach poświęconych stricte restauracjom dowiemy się gdzie trzeba zjeść, gdzie warto zjeść, a gdzie stołować się autorzy odradzają. 

czwartek, 31 stycznia 2013

W Lublinie jak na Ukrainie


I spieszę wyjaśnić, że wcale się nie nabijam. No, może troszeczkę, wspominając zaśnieżone drogi;) Ale tytuł posta przyszedł mi do głowy, gdyż restauracja, którą odwiedziłam, ma swój odpowiednik (a może raczej pierwowzór) we Lwowie. Ja aż tak daleko nie dotarłam, natomiast było mi dane dotrzeć na wschód Polski i zasmakować w tradycji.
Pyzata Chata, bo o niej głównie chciałam napisać, to miejsce reklamujące się jako „szybko-obsługowa restauracja”. W związku z czym czułam się nieco zagubiona przy wejściu, gdyż nie wiedziałam jakie zasady tu panują, jednak idąc za tłumem i zasięgając języka u lubelskich towarzyszy można się było szybko zorientować, co jest grane. 

sobota, 12 stycznia 2013

Zmysły na papierze


Tym razem biorę pod lupę książkę z polecenia (Justyna, dzięki!). „Smak języka. Historia pewnej zemsty” jest krwista, mięsista, żywa do bólu. I przymiotników tych używam nie tylko ze względu na nawiązania kulinarne, choć te są jednocześnie niezwykle ważną częścią powieści. Początkowo wydawało mi się, że książka koreańskiej autorki Jo Kyung Ran należy do tzw. „literatury kobiecej”, jednak z każdą stroną przekonywałam się, że jest jednak uniwersalna. Główna bohaterka, kucharz zawodowy, to świetnie skrojona postać, wielowymiarowa, zaskakująca, zmieniająca się w miarę trwania akcji. Temat jedzenia przewija się cały czas, jednak  nie jest sztucznie podtrzymywany. Czuć zainteresowanie autorki psychologią i, choć moim zdaniem trochę za dużo tu Freuda i z pewnymi nie wprost wyrażonymi tezami mogłabym polemizować, to nie znalazłam tam nic rażąco niespójnego czy fałszywego. Bardzo podobały mi się analizy emocji i przeżyć bohaterów z nawiązaniami do doznań smakowych konkretnych potraw czy produktów.

niedziela, 6 stycznia 2013

Cosa Nostra, czyli gdzie Ojciec Chrzestny by nie jadał...

Cosa Nostra to kolejna restauracja, do której nabyliśmy drogą kupna kupon na Grouponie. Tym razem jednak, w przeciwieństwie do jadła czeskiego, menu nie było narzucone i mieliśmy tak zwaną wolna rękę w wyborze elementów posiłku. Cóż... Okazało się, że niestety nie pomogło... Ale od początku.

Pierwszą rzeczą  którą widać po wejściu do restauracji jest jej wygląd (taka oczywista oczywistość na przywitanie...). Cosa Nostra niestety nie zachwyca...

piątek, 4 stycznia 2013

Česká Chodba – za bary z niedźwiedziem…

Do restauracji Česká Chodba wybraliśmy się z KADRową jakiś czas temu ze względu na posiadany przez nas kupon. Podobnie jak w kilku innych przypadkach było to nasze drugie podejście do danego lokalu – za pierwszym razem na coś trzeba było długo czekać, a ja nie byłem w nastroju delikatnie rzecz ujmując.

Tak więc wróciliśmy. Česká Chodba znajduje się w miejscu, w którym raczej tłumów ciężko oczekiwać – tzn. na ulicy Zwierzynieckiej. Z drugiej strony jest to na tyle blisko rynku, że zwabiony dobrą renomą turysta może pokusić się o spacerek.