Z ruchliwej ulicy Karmelickiej schodzimy parę schodków w dół
i znajdujemy się w niewielkiej pół-piwnicy. Światło tu rozproszone, ale
atmosfera jak najbardziej słoneczna – drewniane stoliki nakryte wzorzystymi
obrusami, na ścianach fotografie z Meksyku w barwnych oprawkach, a na półkach
zbiór figurek w charakterystyczne wzory (jak objaśnia krótka informacja na
początku menu – alebrije – to
meksykańskie rękodzieło wykonane na papierze lub w drewnie, pomalowane w
wesołe, przyciągające kolory, które przedstawia wymyślone zwierzęta, składające
się zarówno z elementów realnych, jak i fantastycznych). Przy stoliku wita nas śniady młody mężczyzna. Niezbyt płynnie mówi
po polsku, ale nadrabia uśmiechem. W Alebriche można zjeść klasyki kuchni meksykańskiej: enchilladas, tacos, kurczaka w czekoladowym sosie mole. Poza tym menu obfituje w
pomyłki: a to jakaś literówka, a to niezgrabne gramatycznie sformułowanie,
czasem brakuje całej linijki.
Etykiety
- Albania
- Azja
- Bo mnie szwagier namówił...
- Burgery
- Cieszyn
- Cukiernie
- Degustacja
- Fast food
- Festiwale kulinarne
- Folusz
- Hiszpania
- Hotel
- Jasło
- Kalisz
- Kraków
- Książki
- Kuchnia amerykańska
- Kuchnia azjatycka
- Kuchnia barowa
- Kuchnia chińska
- Kuchnia czeska
- Kuchnia francuska
- Kuchnia grecka
- Kuchnia hiszpańska
- Kuchnia indyjska
- Kuchnia japońska
- Kuchnia kurdyjska
- Kuchnia lankijska
- Kuchnia łemkowska
- Kuchnia meksykańska
- Kuchnia molekularna
- Kuchnia niemiecka
- Kuchnia orientalna
- Kuchnia polska
- Kuchnia rumuńska
- Kuchnia singapurska
- Kuchnia syryjska
- Kuchnia tajska
- Kuchnia turecka
- Kuchnia wegetariańska
- Kuchnia węgierska
- Kuchnia włoska
- Kursy gotowania
- Lublin
- Macedonia
- Na brzegu talerza
- Najedzeni Fest
- Nałęczów
- Podróże kulinarne
- Polska
- Przemyśl
- Przepisy
- Ruczaj
- Rumunia
- Rymanów
- Singapur
- Slow Food
- Sri Lanka
- Street Food
- Śniadania
- Świat
- Tajlandia
- Wielka Brytania
- Włochy
niedziela, 24 marca 2013
czwartek, 21 marca 2013
Zadziwiająco łatwo - w kuchni u pana Gordona
Nadszedł czas by w końcu opisać książkę z samymi przepisami.
Nazwisko Gordona Ramsay'a zna chyba każdy, nie każdy jednak wie, jak przyjazny
może to być człowiek. A przynajmniej jego przepisy. „Szef kuchni po godzinach” to
książka dla praktycznie dla wszystkich. Nie trzeba być szefem kuchni, by
swobodnie z niej korzystać. W odróżnieniu od niektórych pozycji (np. „Szef
kuchni na każdą porę roku”) receptury na potrawy są względnie proste, ze
składników w zasadzie dostępnych na polskim rynku (no może oprócz witlinka i
ostryg). Ale od początku.
sobota, 16 marca 2013
1 Baht czyli zupa za 10 groszy…
Tym razem będzie nieco inaczej. To znaczy ponownie o jedzeniu i ponownie o „restauracji”,
ale tym razem o kuchni tajskiej. Co więcej o kuchni tajskiej w Tajlandii…
Tak się złożyło, że na zimowy
urlop wybraliśmy się z KADR-ową do Tajlandii właśnie. A wszyscy, którzy
gotowaniem się interesują wiedzą, że kraj ten między innymi swoją
świetną kuchnią słynie. Możecie więc spodziewać się, że nie będzie to jedyny
post na Trójspojrzeniu nawiązujący do naszych wakacji. Zaczniemy skromnie i
zamiast całościowego kulinarnego obrazu Tajlandii zaprezentuję Wam tylko jego
kawałek, ale za to kawałek niezwykle smaczny.
Pół dnia całodniowego kursu kuchni tajskiej, czyli jak ugotować i zjeść 6 dań przez 4 godziny
Nowy cykl czas zacząć! Opisujemy już restauracje, wrażenia kulinarne z różnych zakątków świata (w cyklu "Na brzegu talerza"), niedawno dołączyły też książki o tematyce kulinarnej. Przyszedł więc czas na kursy kulinarne i szkoły gotowania! Dla nas też jest to temat nowy, dopiero zaczynamy przygodę z "formalną" nauką gotowania, ale może z czasem będzie więcej tematów do opisywania. A zaczynamy dość orientalnie, gdyż od kursu kuchni tajskiej, do tego w niezwykłych okolicznościach przyrody (i tego... i niepowtarzalnych...), czyli od samej Tajlandii!
niedziela, 3 marca 2013
Valparaiso – a może owoca?
Z
wyprawą do Valparaiso było nieco podobnie, jak w przypadku kilku
innych restauracji – to znaczy pierwsza wyprawa zakończyła się
niepowodzeniem. Tym razem powodem był brak wolnych miejsc. Za to
pierwsza wizyta dała mi dwie rzeczy: 1. możliwość poćwiczenia
hiszpańskiego – bowiem w takim języku zwracał się do nas
właściciel tego miejsca, 2. Przekonanie, że skoro jest tak pełno,
to koniecznie trzeba tu wrócić i spróbować coś zjeść następnym
razem. Przekonanie to było wzmocnione faktem, że Valparaiso
znajduje się jakby nieco na uboczu Kazimierze – jednym słowem
trzeba chcieć tu trafić.
Subskrybuj:
Posty (Atom)