Mniej więcej rok temu
wiosenną porą miałem okazję w rodzinnym gronie odwiedzić
Regionalna Karczmę „Gościnna Chata”. Znajduje się ona w
Wysowej i trzeba przyznać, że jest hitem okolicy. Ciężko tu
znaleźć wolne miejsca, a wśród znajomych trwają dyskusje czy
prawdziwe łemkowskie jedzenie to w tej karczmie, czy tej po drugiej
stronie drogi. No właśnie – w „Gościnnej Chacie” w Wysowej
serwują nam kuchnię łemkowską, nie wiem czy prawdziwą, ale na
pewno smaczną. Dlatego kiedy dowiedziałem się, że w Krakowie
zaistniała „siostra” owej wysowskiej karczmy – nie było
wyboru, trzeba było spróbować.
Okazja nadarzyła się szybko i z Współtowarzyszką Biesiady wybraliśmy się tam na późny obiad. Od razu nadmienię, że Karczma nie jest wybitnie oznakowana, więc znalezienie jej na Sławkowskiej nie jest takie proste. Na szczęście daliśmy radę. Mimo wizyty w środku tygodnia o „nijakiej’ godzinie, w środku nie było pusto – siedzieli jacyś obcokrajowcy głośno perorując, siedzieli też dwaj panowie jedząc i zapijając wódeczką.
Wnętrze jest
karczmiano-ludowe i nie wyróżnia się szczególnie spośród tego
typu miejsc – co nie zmienia faktu, że mi się podobało. Karczma
jest ogromna, stoliki znajdują się również w piwnicy, choć tam
akurat tym razem było zimno. Jedynym minusem jest moim zdaniem muzyka – ja rozumiem, że jak się ma łemkowską karczmę to nie
Norah Jones może w niej brzmieć dziwnie, ale czemu wszyscy
właściciele idą w jakieś piejące chóry niewiadomego
pochodzenia. W „Gościnnej Chacie” nie usłyszałem muzyki
łemkowskiej tylko nieokreślonej proweniencji ludową – i to taką
kiepską. Jestem pewien, że da się lepiej…
Poza muzyką było miło, ciepło, Pan Kelner był uprzejmy, więc przeszliśmy do jedzenia. W ramach „czekadełka” dostaliśmy chleb oraz smalec i twarożek. Sam fakt dostania „czekadełka” jest miły, ale było ono maksymalnie przeciętne, więc nie ma się nad czym rozpisywać.
Na pierwszy ogień
przyszła Kiesełycia – czyli tradycyjny łemkowski żur owsiany.
Zupa idealna na zimę (lub polską wiosnę) – lekko kwaskowata i
idealnie rozgrzewająca. Podana była z ziemniakami, które pływały
w niej w sporych kawałach – i były pyszne. Polecam!
Drugie dania były
reprezentowane przez Kiszeniaki i Kartacze.
Ja się na kartaczach
znam średnio i średnio lubię, ale Współtowarzyszka Biesiady lubi
i jej wyrok był jednoznaczny – bardzo dobre. Kiszeniaki to gołąbki
z kaszy (jęczmiennej i gryczanej) zawijane w liście kiszonej
kapusty podane z sosem grzybowym. Może nie jest to danie, które
zapamiętam na długo, ale było smaczne i ciekawe. Żeby dopełnić opisu
muszę wspomnieć o podpiwku, który zamówiłem. Smak ma bardzo
specyficzny – lekko kawowy. Moim zdaniem rzecz idealna na lato –
w takiej oszronionej szklance z grubego szkła.
Ceny dań są bardzo
umiarkowane a porcje z gatunku tych gigantycznych, więc spokojnie
można to miejsce odwiedzić „bez wielkiej okazji”.
Podsumowując – nie
zgadzam się ze stwierdzeniem z ulotki reklamowej, że jest to
„uroczy zakątek Beskidu Niskiego w samym centrum Krakowa” –
jak ktoś chce poczuć Beskid Niski, trzeba jechać w Beskid Niski.
Natomiast jeśli ktoś jest ciekawy łemkowskiej kuchni i nie boi się
zjeść trochę bardziej „ciężko”, albo komuś jest zimno lub
potrzebuje wzmocnienia przeciwko wrogiej aurze, miejsce to jest
ciekawą opcją.
MS
Karczma Regionalna
„Gościnna Chata”
Ul. Sławkowska 10,
Kraków
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz