Do Hellady wybrałem się zachęcony
przez Znajomego Wielbiciela Jagnięciny ;), który to właśnie grecką tawernę
zaproponował na miejsce sobotniego spotkania. Jako że jagniątkiem sam nie
pogardzę, przystałem na propozycję z radością. Dodatkowo Hellada leży nieco na
uboczu „utartych szlaków gastronomicznych”, więc skoro pojawiła się okazja –
żal było nie skorzystać.
Tak się złożyło, że do Hellady dotarłem pierwszy, więc w towarzystwie Żywca mogłem sobie oglądać wnętrze, które jest nawet całkiem sympatyczne, z dużą ilością butelek po winie i książek. Część małych stolików znajduje się w bocznej salce, która już moim zdaniem taka sympatyczna nie jest. Natomiast wnętrze jest zdecydowanie ciekawsze od „zewnętrza” restauracji – to co widzimy przed wejściem kompletnie zniechęca do jedzenia. Ale cóż, ciężko sobie okolicę upiększać…
Kiedy cała reszta towarzystwa dotarła na miejsce, swoje greckie oblicze pokazała obsługa – tzn. była zupełnie niespieszna, jakaś taka niezborna, choć całkiem miła. W każdym razie na zebranie zamówienia, a później na jedzenie, czekaliśmy dość długo.
Zaczęliśmy od przystawek. Ja
zamówiłem Kalamarakia tiganita, czyli smażone kalmary z sosem jogurtowym.
Kalmary była przyrządzone poprawnie, choć moim zdaniem były mrożone. Sosik do
nich był delikatny, a ich porcja była wybitnie przystawkowa – ogólnie było dość
smacznie. Łezka tylko spływa myśląc o świeżuteńkich kalmarach w gigantycznych
ilościach serwowanych w Grecji – ale nie będę snobistycznie narzekał ;)
Drugą zamówioną przystawką było
Marithes, czyli stynki - małe rybki smażone saute i serwowane z cytryną.
Tutaj niestety Hellada poległa kompletnie. Mięso rybek miało konsystencję jakby
sypkiej kaszki – moim zdaniem ktoś coś bardzo zepsuł podczas przyrządzania.
Najlepszym podsumowaniem tego dania będzie fakt, iż przy 5 obecnych osobach
większość rybek została na talerzu.
Przyszedł czas na dania główne.
Zacznijmy od Moussaki, czyli tradycyjnie zapiekanki z mięsa i bakłażanów
pod beszamelem. Według relacji była ona smaczna i godna polecenia. Kolejnym zamówionym daniem były
Souvlaki, czyli szaszłyki z polędwiczek wieprzowych podawane z frytkami i
pitą. Po wstępnym zdziwieniu tym, że szaszłyki nie składają się wyłącznie z
mięsa (tak naszym zdaniem wygląda Souvlaki), a na patyczkach część miejsca
zajęły warzywa, okazało się że danie było również smaczne.
W końcu pora na wywołaną na
początku jagnięcinę. Dwie osoby zamówiły Arni Se Filo – jagnięcinę w cieście
filo z ryżem i kardamonem podawaną z pieczonymi ziemniakami i sałatą. Przyznam
szczerze, że danie było smaczne i specyficzne (co wg mnie jest sporym
komplementem), a porcja była słuszna. Natomiast spodziewaliśmy się większej
ilości jagnięciny. Dodatkowo Znajomy Wielbiciel Jagnięciny, który na mięsie zna
się orzekł, że to baran jest a nie jagniątko. Podobnie wydało się przy moim
daniu – Arni Kleftiko, jagnięcinie z warzywami zapiekanej w pergaminie. Danie
było smaczne, ale znowu mięsa mogłoby być więcej.
Podsumowując – Hellada jest
miejscem, do którego być może nie pobiegnę zaraz z ponowną wizytą, natomiast
jeśli ktoś ma ochotę na greckie smaki okraszone greckim podejściem do obsługi
Klienta to jest to miejsce, które można wziąć pod uwagę. Dodam jeszcze tylko, że ceny w Helladzie są moim zdaniem umiarkowane.
MS
Hellada Grecka Tawerna
ul. Królewska 55
30-081 Kraków
ul. Królewska 55
30-081 Kraków
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz