środa, 8 maja 2013

Hellada – greckie smaki i grecka obsługa


Do Hellady wybrałem się zachęcony przez Znajomego Wielbiciela Jagnięciny ;), który to właśnie grecką tawernę zaproponował na miejsce sobotniego spotkania. Jako że jagniątkiem sam nie pogardzę, przystałem na propozycję z radością. Dodatkowo Hellada leży nieco na uboczu „utartych szlaków gastronomicznych”, więc skoro pojawiła się okazja – żal było nie skorzystać.

Tak się złożyło, że do Hellady dotarłem pierwszy, więc w towarzystwie Żywca mogłem sobie oglądać wnętrze, które jest nawet całkiem sympatyczne, z dużą ilością butelek po winie i książek. Część małych stolików znajduje się w bocznej salce, która już moim zdaniem taka sympatyczna nie jest. Natomiast wnętrze jest zdecydowanie ciekawsze od „zewnętrza” restauracji – to co widzimy przed wejściem kompletnie zniechęca do jedzenia. Ale cóż, ciężko sobie okolicę upiększać…


Kiedy cała reszta towarzystwa dotarła na miejsce, swoje greckie oblicze pokazała obsługa – tzn. była zupełnie niespieszna, jakaś taka niezborna, choć całkiem miła. W każdym razie na zebranie zamówienia, a później na jedzenie, czekaliśmy dość długo.

Zaczęliśmy od przystawek. Ja zamówiłem Kalamarakia tiganita, czyli smażone kalmary z sosem jogurtowym. Kalmary była przyrządzone poprawnie, choć moim zdaniem były mrożone. Sosik do nich był delikatny, a ich porcja była wybitnie przystawkowa – ogólnie było dość smacznie. Łezka tylko spływa myśląc o świeżuteńkich kalmarach w gigantycznych ilościach serwowanych w Grecji – ale nie będę snobistycznie narzekał ;)

Drugą zamówioną przystawką było Marithes, czyli stynki - małe rybki smażone saute i serwowane z cytryną. Tutaj niestety Hellada poległa kompletnie. Mięso rybek miało konsystencję jakby sypkiej kaszki – moim zdaniem ktoś coś bardzo zepsuł podczas przyrządzania. Najlepszym podsumowaniem tego dania będzie fakt, iż przy 5 obecnych osobach większość rybek została na talerzu.


Przyszedł czas na dania główne. Zacznijmy od Moussaki, czyli tradycyjnie zapiekanki z mięsa i bakłażanów pod beszamelem. Według relacji była ona smaczna i godna polecenia. Kolejnym zamówionym daniem były Souvlaki, czyli szaszłyki z polędwiczek wieprzowych podawane z frytkami i pitą. Po wstępnym zdziwieniu tym, że szaszłyki nie składają się wyłącznie z mięsa (tak naszym zdaniem wygląda Souvlaki), a na patyczkach część miejsca zajęły warzywa, okazało się że danie było również smaczne.

W końcu pora na wywołaną na początku jagnięcinę. Dwie osoby zamówiły Arni Se Filo – jagnięcinę w cieście filo z ryżem i kardamonem podawaną z pieczonymi ziemniakami i sałatą. Przyznam szczerze, że danie było smaczne i specyficzne (co wg mnie jest sporym komplementem), a porcja była słuszna. Natomiast spodziewaliśmy się większej ilości jagnięciny. Dodatkowo Znajomy Wielbiciel Jagnięciny, który na mięsie zna się orzekł, że to baran jest a nie jagniątko. Podobnie wydało się przy moim daniu – Arni Kleftiko, jagnięcinie z warzywami zapiekanej w pergaminie. Danie było smaczne, ale znowu mięsa mogłoby być więcej.


Podsumowując – Hellada jest miejscem, do którego być może nie pobiegnę zaraz z ponowną wizytą, natomiast jeśli ktoś ma ochotę na greckie smaki okraszone greckim podejściem do obsługi Klienta to jest to miejsce, które można wziąć pod uwagę. Dodam jeszcze tylko, że ceny w Helladzie są moim zdaniem umiarkowane.

MS

Hellada Grecka Tawerna
ul. Królewska 55
30-081 Kraków

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz