Kolejny wieczór spędzany w ulubiony przeze mnie
sposób – piwko z przyjaciółmi na Kazimierzu. Kolejny raz w trakcie wieczoru
rośnie apetyt. Czy kolejny raz skazana zostanę na nieśmiertelne zapiekanki???
Otóż nie. Za poradą barmana odwiedziłam nowe miejsce na tego typu okazje – Ricebar na ulicy Podbrzezie (w sąsiedztwie Propagandy i Szynku). Przemiły młody
człowiek miał niezwykle dużo energii jak na tę nocną porę i ochoczo zaczął
opowiadać o asortymencie.
Otóż w barze można sobie wybrać jeden z trzech
rodzajów ryżu dostępnego tego dnia (w ogóle mają tych rodzajów o wiele więcej).
Do tego wybieramy sobie jeden z sosów – czterech słonych, trzech słodkich.
Jeden ze słonych sosów zazwyczaj jest tzw. „polskim smakiem” (grzybowy, miodowo-musztardowy), pozostałe to
najczęściej różne rodzaje curry.
Do tego jeszcze kurczak, a w piątki owoce morza. Do oprószenia – orzeszki ziemne. Każdego dnia tygodnia jest jeszcze coś dodatkowego – a to pad thai, a to cieciorka, a to ziemniaczki. Można wybrać porcję dużą (400 g) lub małą (250g).
Do tego jeszcze kurczak, a w piątki owoce morza. Do oprószenia – orzeszki ziemne. Każdego dnia tygodnia jest jeszcze coś dodatkowego – a to pad thai, a to cieciorka, a to ziemniaczki. Można wybrać porcję dużą (400 g) lub małą (250g).
Mój wybór padł na ryż paraboiled wymieszany
z dzikim, z tajskim zielonym curry i orzeszkami. Ku mojemu zaskoczeniu sos był
naprawdę pikantny, wyczuwalne było mleczko kokosowe – jednym słowem - bez oszukaństwa. Ryż super sypki, dobrej
jakości. Wciągnęłam porcję prawie nozdrzami. Przy kolejnej wizycie spróbowałam
ryżu brązowego z żółtym indyjskim curry i owocami morza. Lubię ryż „al dente”,
jednak ten był dla mnie już nieco za twardy. Sos smaczny, dobrze doprawiony.
Owoce morza niestety miniaturowe, zupełnie zginęły w intensywnym sosie. Jednak
wrażenie pozostało pozytywne.
Gigantycznym plusem Ricebaru jest „czystość”
składników – naprawdę mam poczucie, że wiem co jem, że jest to zdrowe i świeże,
mimo, że spoczywa w podgrzewaczach (dzięki temu może to być właśnie „slow fast
food”). Osoby, które tam spotkałam wydają się naprawdę zaangażowane w to co
robią – a to rzadkość w takich lokalach.
Na pewno wrócę żeby spróbować pad thaia – wystarczy, że usłyszałam, że jest
mało pikantny, "bo przecież zagłuszyłoby to smak tamaryndowca". Takie
uzasadnienie kupuję i uważam, że świadczy o kulinarnej kompetencji. Dodatkowo
ceny są tu absurdalnie niskie (za mniejszy kartonik zapłacimy 6-7 zł w zależności od dodatków, za duży - 9-10zł) i to może sprawić, że miejsce utrzyma się wśród
szalejącej konkurencji. Może niekoniecznie na obiad, ale na pewno polecam Rice
Bar pomiędzy jednym a drugim piwkiem, jeśli nie chcecie mieć zgagi po którymś z
popularnych „Asia to go”. Tutaj szybko dostaniecie coś przygotowywanego
całkiem powoli.
Ricebar
ul Podbrzezie 2
Kraków
https://www.facebook.com/ricebar.krakow?fref=ts
Myślę, że dużo lepszym pomysłem na biznes jest zamiast baru stacjonarnego mobilny food truck. Taką przyczepę można kupić na stronie https://shinetrailers.com/
OdpowiedzUsuń