Gdy książkę polecają Michel Moran („oddawaj fartucha!”) i
Beata Tyszkiewicz, to ja zaczynam się niepokoić. Nie, żebym nie lubiła Pani
Beaty, być dziewiętnastowieczną damą w XXI wieku nie jest łatwo. Jednak te dwa
nazwiska, plus nieco obnażona niewiasta na okładce, ostudziły mój zapał. Tak
rozpoczęłam lekturę wydanej w zeszłym roku powieści „Białe trufle” M.N. Kelby.
Głównym bohaterem jest Georges Auguste Escoffier – legendarny szef kuchni,
gotujący m. in. w Paryżu i Londynie. Postać jest zarysowana bardzo wyraziście –
wielowymiarowo, autorka pokazuje zarówno ciemne jak i jasne strony geniuszu. Trudno
rozeznać się, co jest faktem historycznym, a co fantazją literacką (książka
zdecydowanie nie jest biografią), jednak życie mistrza kuchni z przełomu wieków
ukazane jest niezwykle barwnie. Może raczej smakowicie i pachnąco.
Nie
znajdziemy tu gotowych przepisów. Jednak o jedzeniu jest tu dużo i
satysfakcjonująco. Możemy na przykład dowiedzieć się jakie było menu podczas ostatniego rejsu
Titanica (m. in. bulion wołowy z porto z
karmelizowanymi warzywami i krajanką z korniszonów, pieczeń z młodego gołębia z
rzeżuchą i polędwicą wołową czy brzoskwinie w galaretce z likieru ziołowego).
Sporo również wzmianek o winie, które Escoffier dobierał do każdego swojego dania osobno. Dużym
plusem całości jest osadzenie w epoce – przełom wieków, dyszące za plecami
widmo wojny (jak nie jednej, to drugiej), frankofilskie zacięcie. Osobiście
lubię, gdy w narracji niezobowiązująco wspomina się autentyczne postaci
(Josephine Baker, Emile Zola czy…nie będę zdradzać więcej niespodzianek).
Autorka sama wydaje się być romantyczką, stosunkowo częste są poetyckie sformułowania
i rozbudowane metafory. Niestety, przed
jednoznacznie pozytywną oceną książki powstrzymują mnie właśnie niektóre
z nich. Czasem wyszukane i zaskakujące, innym razem płytkie i zakrawające o
grafomanię. Pozycja chyba pretenduje do tzw. „literatury kobiecej”, co w mojej
opinii nie jest komplementem (pisanie powinno być dobre bez względu na płeć
potencjalnego czytelnika). Styl jest tu mocno nierówny. Mimo to, warto dotrzeć
do końca, ja się generalnie nie zawiodłam. Niektóre kulinarne ciekawostki,
szczególnie te z historii wielkiej kuchni, są bezcenne. A na koniec dodam dla
zachęty, że autorka ma polskie pochodzenie (jej ojciec pochodził z Krakowa) i
prowadzi bloga kulinarnego - At Escoffier’s Table – odwiedźcie - tam też pewnego
rodzaju „smaczki”.
M.N. Kelby
"Białe trufle"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz