Jak się rozgrzać w pierwszy mroźny
weekend tej jesieni? Trzeba się wybrać na kiermasz z cyklu Festiwalu
Spowalniania Czasu. Stoiska podobne do tych z sierpnia (o czym możecie przeczytać tu), nawet te same twarze,
ale kilka nowych odkryć zostało dokonanych.
Latem nie napisałam o stoisku
Corrida z hiszpańskimi specjałami. Być może za mało mnie wtedy dopieszczono,
tym razem się udało. Dostałam do spróbowania oliwę w kieliszeczku (czyli tak,
jak degustują ją kiperzy, a nie na chlebie, jak zazwyczaj podaje się w takich
miejscach). Pouczono mnie, bym rozprowadziła płyn po całej jamie ustnej,
pozwalając się jej ogrzać i poczuć dzięki temu wszystkie jej aromaty. Być może
to wpływ sugestii, ale poczułam różnicę. Następnie otrzymałam kilka kęsów
serków, w tym zasługujący na wspomnienie owczy ser anejo, dojrzewający aż 36
miesięcy, intensywny i lekko pikantny w smaku.
Wśród gruzińskich win z Winnacji
ciekawostką okazało się wino z owocu granatu, w wersji półsłodkiej i
półwytrawnej. Ja zdecydowałam się na tą drugą opcję i zaskoczona zostałam
aromatem wędzarni w połączeniu z charakterystyczną cierpkością tego owocu. Gdy
wspomniałam o niedziałającej stronie internetowej usłyszałam nową wersję
wydarzeń (o pierwszej pisałam w lecie) – otóż zespół bije się w piersi i ostro
bierze się do pracy, obiecując, że niedługo strona zacznie działać.
Podtrzymuję opinię, że najlepszym stoiskiem Festiwalu są
Smaki Grecji. Ten sam pan był równie hojny jak i rozmowny i, co ważne, nie
powtarzał się. Gdy podeszłam do stoiska pan już wiedział czego szukam (czujnie
podsłuchał o co prosiłam przy słowackim kramie)! Spróbowałam trzech białych i
jednego różowego wytrawnego wina, decydując się na zakup orzeźwiającego Rodamo
– kupażu regionalnych, peloponeskich szczepów Roditis i Moschofilero. Smak
zdecydowanie letni, ale jak człowiek nie będzie wychodził z domu przez cały
dzień, to i w zimie będzie smakowało. Niesamowitą niespodzianką było wino
Retsina, do którego podczas fermentacji dodaje się sosnowej żywicy. Doznania
bardzo specyficzne, smak ziołowy, leśny. Jak dla mnie jednorazowo można wypić
nie więcej niż jedną lampkę, ale polecam szukającym wyzwań i nieoczywistych
połączeń, dawno nic tak nie zaskoczyło mojego podniebienia.
Pan wzniósł ze mną
toast i wyjaśnił, że wino ma korzenie w
starożytności, kiedy to Grecy używali żywicy do lakowania amfor z winem, stąd
aromat przenikający do trunku. Zagryzłam kiszonymi oliwkami i podpuszczkowym,
owczym serem Manouri (leciutki, słodkawy, delikatny i kremowy).
Na koniec jeszcze migawka z
rodzinnego Podkarpacia. O kozich specjałach napisałam więcej latem, teraz
pojawiło się jeszcze stoisko z Dukli, gdzie pan sprzedawał swojsko wyglądające
kiełbasy i szynki, menadżerem dobrym nie był i nie częstował, ale naturalności
nie można było mu odmówić.
Mimo pluchy na zewnątrz, wychodząc
z namiotu, uśmiechałam się do siebie (i swojego żołądka;).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz