Zanim o jedzeniu, może jeszcze o obsłudze. A warto. Jest świetna! Naturalna, nienachalna, profesjonalna ale bardzo miła i ciepła. Ma się wrażenie, że kelnerom na prawdę zależy na tym, aby nam się podobało i smakowało i co więcej, że na prawdę lubią swoją pracę. Często obsługuje też sama właścicielka - przeurocza kobieta, pasjonatka win (może o nich mówić i mówić).
A co do jedzenia. Gdyby nie dwie sytuacje, których ostatnio doświadczyłam, pewnie od początku rozpływałabym się w zachwytach. Bo ogólnie jedzenie jest pyszne. Byłam tu wiele razy, zarówno podczas spotkań służbowych jak i prywatnie, a'la carte. I prawie zawsze było wyśmienicie! Pyszna musaka, cudne zupy, że o deserach już nie wspomnę. Czuć dobre składniki. Z ostatnich doznań polecić mogę deskę włoskich przystawek (świetna dla dwóch osób, lub dla większej grupy jako integrator do wina). Znajdziemy tam bruschetty, włoskie wędliny i sery, humus (to już troszkę mniej włosko), trochę warzyw i inne przysmaki. Całość - CUDNA! Zawsze jak tylko mogę zamawiam ten zestaw i nigdy się nie zawiodłam W ogóle przystawki mają pyszne. Krewetki smażone na oliwie z czosnkiem - pycha. Przystawka z koziego sera wyglądała znakomicie i podobno tak też smakowała, choć sama nie mogę się wypowiedzieć, gdyż kozi ser przyprawia mnie o mdłości na samą myśl o nim. Ale wyglądał jednak pięknie.
Dalej idą zupy - polecam ogromnie krem z pomidorów - niby klasyka, ale jednak w najwyższej jakości i porcja dość sycąca.
Co do dań tak zwanych głównych, to muszę powiedzieć, że poza tymi konsumowanymi podczas kolacji branżowych nie za wiele próbowałam. Zawsze koncentrowałam się na przekąskach. Choć podobno są dobre. :)
Całość scalają wina! I tutaj "mucha nie siada". Cała obsługa zna się na nich świetnie i wie co polecić. A i karta win zadowoli każde winiarskie gusta. Nie bez powodu miejsce to nazywa się winiarnią. Właściciele są prawdziwymi pasjonatami i to widać (i czuć).
Ale obiecałam "ale"... To, czego w Klimatach nie polecam, to ryby. Przybyłam bowiem któregoś razu na obiad aby pysznym posiłkiem zwieńczyć miły dzień. Niestety tak się nie stało. Rybę, która otrzymałam przygotowano chwilkę wcześniej w mikrofalówce (nie tylko smak na to wskazywał, lecz również dochodzące z kuchni odgłosy tegoż urządzenia, których nie da się z niczym pomylić, a dodać trzeba, że byłam wtedy akurat jedynym gościem, więc mój posiłek był jedynym przygotowywanym w tym czasie). Ryba była wodnista i trochę bez smaku, ryż suchy, odgrzewany a całość zwieńczona również odgrzewanym sosem. Dowiedziałam się później, iż ogólnie ryby w Klimatach są mrożone, więc jeśli kiedyś przyjdzie Wam ochota na ryby własnie, nie kierujcie się tutaj, gdyż możecie się bardzo rozczarować.
Nie wiem, czy mieli akurat gorszy dzień, czy kucharz miał chandrę, ale to nie było przyjemne doznanie kulinarne... Obsługa tego dnia niestety tez pozostawiała trochę do życzenia, co zaskoczyło mnie chyba jeszcze bardziej. Może to mój "codzienny" ubiór i młody wygląd to spowodowały, ale spodziewałabym się czegoś innego.
Podsumowując, mimo wszystko Klimaty Południa polecam bardzo! Pyszne (zazwyczaj) jedzenie, duży wybór dobrych win, miła atmosfera i do tego często muzyka na żywo w wykonaniu na prawdę niezłego akordeonisty lub gitarzysty. A do tego nawet przy małym głodzie warto wpaść do Klimatów na butelkę wyśmienitego wina i deskę przystawek. :)
KADR-owa
A ja w Klimatach byłam raz, za to
w zdecydowanie dobry dzień. O talerzu przystawek KADR-owa już napisała, nie
szczędząc pochwał (dodam tylko, że znajdzie się tam również oczyszczająca kubki
smakowe, i nie tylko, marynowana ostra papryczka - dla fanów mocno pikantnych
przekąsek),. Ja jednak chciałam dodać kilka „ochów” nad musaką. Otóż danie to opisała mi kelnerka (domyślam się, że
wspomniana właścicielka) jako grecką zapiekankę z mięsa (doprawionego nietypowo
jak na polski język – cynamonem) i bakłażanów, zwieńczoną beszamelem. Podana
została w kamionkowym naczynku, z którego można sobie nakładać ma osobny talerz
– dzięki temu gdy kończysz porcję, nadal jest gorrrrąca. Podobno jest też sos
tzatziki – nie zakodowałam – tak bardzo rozpływałam się nad powyższą potrawą. Równowaga
smaków genialna, wszystkie składniki są wyczuwalne, a jednocześnie nie ma tu
lidera – pełna harmonia. No i ta aparycja;) Po tej wizycie zrobiłam po raz
pierwszy ten specjał w domu (cztery błogie godziny w kuchni) – i za tą
inspirację dziękuję Klimatom!
Agata
ul. Św. Gertrudy 5
Kraków
http://www.klimatypoludnia.pl/
Zauważyłam ostatnio, że cynamon stał się bardzo popularny w daniach mięsnych. Ja ostatnio robiłam Hachis parmentier też właśnie z cynamonem. A musaka to bardzo dobry wybór. U mnie już na stałe weszła do menu. Pierwszą robiłam jeszcze na studiach w naszym biednym wrocławskim studenckim mieszkaniu. Pamiętam, że bakłażany mi się wtedy jakoś dziwnie zbuntowały ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńA propos parmentier i mięsno-słodkich połączeń - wypróbowałam dyniowy parmentier z ciasteczkami amaretti na wierzchu z Belgii od kuchni. A dzięki Tobie przyswoiłam kolejne francuskie słówko:)
UsuńJuż podpatrzyłam przepis. I jak wyszło? Ja chyba jestem za mało odważna na takie połączenia :) Dynia jak na razie tylko w postaci puree (+ marchewka) jako dodatek do mięs. A znasz blog addiopomidory? Tam są świetne przepisy na dania kuchni francuskiej :D
UsuńWyszło:)tylko na drugi zień nie było już czuć słodyczy kruszonki na wierzchu. Własnie podpatrzyłam na addiopomidory co najmniej 4 przepisy do wypróbowania! A z dyni to jeszcze uwielbiam makaron z sosem cynamonowo-dyniowym z everycakeyoubake:)
OdpowiedzUsuńMuszę się tam kiedyś wybrać
OdpowiedzUsuń