W Trufli znaleźliśmy
się z bardzo miłej okazji, a do tego w doborowym towarzystwie. Coś
takiego stanowi solidne podstawy do udanej kolacji oraz kontynuacji
wieczoru.
Zanim przejdę do
jedzenia wspomnę o kilku sprawach. Obsługa w Trufli jest na tyle
sprawna i profesjonalna, że właściwie jej nie zauważałem, a
to dobrze świadczy. Wnętrze jest prościutkie, ale jasne i moim
zdaniem bardzo estetyczne. Na wielki plus zapisałem sobie fakt, że
menu jest wypisane odręcznie, a na końcu restauracji znajduje się
otwarta kuchnia, gdzie można popatrzeć jak gotujący panowie
przyrządzają kolejne potrawy.
Jako, że było nas tym razem nieco więcej, zdecydowaliśmy się zamówić najpierw talerz włoskich przystawek – albo coś bardzo zbliżonego w nazwie, bo niestety aż tak się w tym przypadku nie skupiłem, a strona internetowa jest „w budowie”. Dostaliśmy deseczkę z oliwkami, dużymi kaprami, marynowanym karczochem, serem i wędlinami. Powiem tak na dwie osoby będzie akurat – na więcej trzeba zamówić dwie lub trzy, chyba że mamy ochotę tylko się „podrażnić” przed pozostałymi daniami – wtedy jest ok. Natomiast gdyby ktoś chciał większą porcję podobnego dania (i moim zdaniem zdecydowanie lepszą jakościowo) – to ja z całego serca polecam Klimaty Południa w pobliżu byłego kina Wanda (ul. Gertrudy).
Jako, że było nas tym razem nieco więcej, zdecydowaliśmy się zamówić najpierw talerz włoskich przystawek – albo coś bardzo zbliżonego w nazwie, bo niestety aż tak się w tym przypadku nie skupiłem, a strona internetowa jest „w budowie”. Dostaliśmy deseczkę z oliwkami, dużymi kaprami, marynowanym karczochem, serem i wędlinami. Powiem tak na dwie osoby będzie akurat – na więcej trzeba zamówić dwie lub trzy, chyba że mamy ochotę tylko się „podrażnić” przed pozostałymi daniami – wtedy jest ok. Natomiast gdyby ktoś chciał większą porcję podobnego dania (i moim zdaniem zdecydowanie lepszą jakościowo) – to ja z całego serca polecam Klimaty Południa w pobliżu byłego kina Wanda (ul. Gertrudy).
Z kolejnych dań opiszę
tylko te które wybrałem ja i KADRowa, jako że powstrzymałem się
od grzebania współbiesiadnikom w talerzach (z trudem, bo z trudem,
ale się powstrzymałem…).
Zupa Chili. Tak
właśnie zapisane jest w menu. Tajemniczo, prawda? Pani kelnerka
wyjaśniła nam, że jest to zupa z mięsem, pomidorami i fasolą.
Cóż zamówiłem… i dostałem, takie lekko rozwodnione, skromne
chilli con carne. Zupa ta pewnie wielu osobom będzie smakowała,
jest powiem pożywna, ciepła i bardzo poprawna, ja natomiast się
będę pastwił – zrobię to z prostego powodu, uważam że wiem co
należałoby zrobić, żeby danie to wspięło się co najmniej jeden
poziom wyżej. Według mnie wystarczyłoby dodać nieco mielonego
kuminu i wędzonej papryki, a danie przeszłoby pozytywną
metamorfozę. Może jeszcze odrobina ziaren kolendry, bo o odrobinie
kakao nie będę już wspominał, gdyż wyjdę na cudaka. Acha,
jeszcze jedno jak nazywamy zupę chili – to zróbmy tak żeby była
ostra, bo się nam klienci rozczarują…
Krem z papryki z
hiszpańska kiełbasą. Z hiszpańska kiełbasą, czyli z
chorizo, ale menu tej niebezpiecznie obcej nazwy nie wspomina ;)
Dobra już się nie czepiam. Krem był ze wszech miar poprawny, ale
kiełbasy było zbyt mało żeby przełamać monotonię kremu i przez
to o tej zupie zapominamy dość szybko po jej skończeniu.
KADRowa zamówiła
sałatkę z indykiem, ale nie próbowałem jej, więc się wypowiadał
nie będę – poza tym zostawię jej miejsce na wypowiedź ;)
Ja zamówiłem
tagliatelle z krewetkami. Danie proste, ale przyrządzone
odpowiednio może być moim zdaniem genialne. Przy tym daniu
przeżyłem lekkie zaskoczenie – krewetki w moim makaronie były
pokrojone. Na tym nie koniec, w makaronie znajdowały się również
końcówki ich ogonków w skorupkach. Nie bardzo widzę sens
dodawania ich do makaronu – i zanim ktoś na mnie nakrzyczy, ja
wiem, że można je przesmażyć na oliwie, którą później dodamy
do makaronu, tak żeby aromat krewetek był silniejszy – ale po co
je wrzucać klientowi na talerz? Danie uzupełniały połówki
pomidorków koktajlowych. I jak myślę o tym daniu to w sumie było
w nim wszystko co potrzebne: nie najmniejsze krewetki, czosnek,
pomidorki, a na wierzchu odrobina natki pietruszki i sera – zestaw
można powiedzieć kompletny, a jednak danie to było po prostu
poprawne.
Tak więc Trufla jest
zdecydowanie miejscem poprawnym, ale nie wiem czy tu wrócę –
chyba, że przyjdę kiedyś sam, żeby przy obiedzie popatrzeć sobie
na działania panów w otwartej kuchni.
Krótko o cenach: w
naszej sześcioosobowej grupie średnio wyszło 50,-PLN na osobę
(razem dwoma piwami i karafką czerwonego wina).
MS
MS
Trufla Bistro Cafe
Ul. Św. Tomasza 6
31-014 Kraków
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz