I spieszę wyjaśnić, że wcale się
nie nabijam. No, może troszeczkę, wspominając zaśnieżone drogi;) Ale tytuł posta przyszedł mi do głowy, gdyż
restauracja, którą odwiedziłam, ma swój odpowiednik (a może raczej pierwowzór)
we Lwowie. Ja aż tak daleko nie dotarłam, natomiast było mi dane dotrzeć na
wschód Polski i zasmakować w tradycji.
Pyzata Chata, bo o niej głównie
chciałam napisać, to miejsce reklamujące się jako „szybko-obsługowa
restauracja”. W związku z czym czułam się nieco zagubiona przy wejściu, gdyż
nie wiedziałam jakie zasady tu panują, jednak idąc za tłumem i zasięgając języka
u lubelskich towarzyszy można się było szybko zorientować, co jest grane.
Otóż,
jak w amerykańskim filmie na stołówce, trzeba wziąć sobie tacę i sztućce i
sprawnie przesuwać się wzdłuż lady, aż zagada nas na ludowo ubrany pan i można
będzie złożyć zamówienie. Wybór spory, wcale nieoczywisty. Tajemniczo nazwane
zestawy (EKO, SYTY i KRÓLEWSKI) różnią się ceną – niezwykle przystępną (od 9,97
po 16,87) składają się z zupy i drugiego dania (EKO – bezmięsnego, SYTY –
mięsnego, KRÓLEWSKI – mięsa, bądź ryby). Jako, że noc za mną i przede mną były
wymagające, zdecydowałam się na zestaw SYTY- rosół z makaronem (zupa dnia), a
na drugie pulpeciki w sosie koperkowym z ziemniaczkami i zasmażanymi
buraczkami.
Porcja okazała się gigantyczna. Niestety, zanim udało się zdobyć
wolne miejsce (jada tu chyba pół Lublina!), większość jedzenia była już zimna.
Rosół bardzo klasyczny, z nieco rozgotowanym makaronem, mogłabym nazwać zacnym,
gdyby był wrzący. W temperaturze nieco tylko wyższej od pokojowej przyjęłam
tylko połowę. Pulpeciki z mięsa mielonego niewiele różniły się smakiem od
kotletów mielonych (jedzonych dnia następnego), względnie smaczne, choć trochę
przesolone, co każe mi wątpić w jakość surowca. Sos chyba tylko leżał koło
koperku. Ziemniaczki otoczone maślano-śmietanowym sosem z cebulką również
miałyby potencjał, gdyby…były gorące. Obroniły się buraczki – smakowały jak u
babci, co jest jednym z największych komplementów. Porcję zjadłam do połowy.
Wszystko bardzo tradycyjne, bardzo tłuste i bardzo duże. Jednym zestawem spokojnie
mogą najeść się dwie osoby. Jeśli potrzebujecie dobrego podkładu przed
wieczorem lub przeżywacie syndrom dnia poprzedniego, a w kieszeni niewiele
zostało – polecam. Jeśli jest inaczej…niekoniecznie.
A żeby nie pozostawać jednostronną
we wrażeniach ze wschodu, podzielę się jeszcze niezwykłym zaskoczeniem. Wieczorem
zawitaliśmy w Blues&Jazz Pubie Spirala. Nie spodziewałam się niczego poza
pyszną lubelską Perłą (nawet niepasteryzowaną!), konsumpcja miała pozostać
ograniczona do napojów, ale jak to bywa po ich pewnej ilości, zgłodnieliśmy.
Jak to w barze – pizza. Miał to być po prostu „zapychacz”, a tu – Włochy w
środku zimy w piwnicy! Cieniutkie, chrupiące, gorące ciasto, świeże składniki,
dodane odpowiednio przed lub po pieczeniu, skropione dobrej jakości oliwą.
Miałam przyjemność spróbować pizzy RUCOLA, gdzie zielone było zupełnie świeże i
pyszne, a szynka za słuszną namową barmana została zamieniona na salami,
cieniutko pokrojone, z wyższej półki, oraz pizzy BLUES, gdzie bekon opływał
smakowitym tłuszczykiem, a cebulka była szklista i mięciutka. Żadnego keczupu,
żadnego pieprzu nie było trzeba dodawać. Pogratulować! I rozreklamować, chociaż
rozumiem, że miejsce nie z tym ma się kojarzyć. Ale po wyjątkowo dobrej muzyce,
wyjątkowo dobre jedzenie w wyjątkowo dobrym towarzystwie, to już chyba pełnia szczęścia.
Źródło: spiralablues.pl |
Pyzata Chata
ul. Okopowa 5
Lublin
Blues & Jazz Pub Spirala
Ul. Okopowa 9
20-0923 Lublin
To ja jednak polecam ukraiński pierwowzór, czyli lwowską restaurację «Пузата Хата» - pod warunkiem, że nie zmieniła się w ciągu kilku lat, bo dość dawno tam nie byłam... Też trzeba było polować na stolik, ale wybór dań i ich smak nie budził wątpliwości :) Jeśli jest tak nadal, to polecam - przy czym gdy tam będziesz, szukaj chaty nie pyzatej ale "puzatej" - na Ukrainie chata jest brzuchata :)
OdpowiedzUsuńOdwiedziłam lwowską stronę internetową. Dania na talerzach wyglądają zupełnie inaczej, więc myślę, że masz rację i zdecydowanie trzeba dać im szansę mimo lekkiego zawodu w Polsce...
UsuńHmm ciekawe. Nigdy tak jakoś do tego nie podchodziłam.
OdpowiedzUsuńAle jeśli chcesz zjeść coś dobrego to niedługo otwierają bar "Nóż" gdzie będę serwować dobre hamburgery. Jak do tej pory byli w Radości, ale w końcu czas na własny bar ;)
Kuchnia bliska naszemu sercu
OdpowiedzUsuń