czwartek, 9 sierpnia 2012

Mięta – ostatnie starcie…

Ulicą Krupniczą przechodzę często i od jakiegoś czasu jestem kuszony przez kilka miejsc, które chwalą się serwowaniem dobrego jedzenia i możliwością miłego spędzenia czasu. Jednym z miejsc, które kuszą już od dłuższego czasu jest Mięta Resto Bar.

Pierwszy raz Mięcie dałem się skusić kilka miesięcy temu. Ale po kolei…

Przyznaję bez bicia, że w nie wiem jak wygląda wnętrze, jako że ogródek jest całkiem miły i w lecie nawet nie zastanawiałem się nad jedzeniem wewnątrz. A w ogródku jest całkiem miło i spokojnie.

Podczas mojej pierwszej wizyty zdecydowałem się na makaron z owocami morza w sosie pomidorowym. Pamiętam, że miałem potworną ochotę na dobrze zrobione owoce morza. I tutaj się zawiodłem po raz pierwszy… Makaron był utopiony w sosie pomidorowym, który całkowicie przysłonił smak owoców morza, które w tym daniu były zupełnie niewyczuwalne. Tym gorzej, że w tym sosie pomidorowym smakiem, który dominował – była słoność. Nie mam pojęcia kto chciałby skrzywdzić to danie taką ilością soli – no ale najwyraźniej muszę ćwiczyć wyobraźnię, bo ktoś się jednak tego podjął…

Po tym doświadczeniu postanowiłem odpuścić. Aż tu nagle po kilku miesiącach pojawiła się okazja zjedzenia piątkowego, wczesnego obiadu w dobrym towarzystwie. Wszystko pięknie, ładnie – słońce świeci, piątunio dopisuje – zapadła decyzja „Spróbujmy w Mięcie”.

Menu w Mięcie jest dość obszerne i skupia się na daniach kuchni włoskiej oraz na „wybranych daniach kuchni polskiej”. Po kilku doświadczeniach z przeszłości (włączając w nie Miętę) muszę chyba przyjąć założenie, że taka konstrukcja menu powinna chyba być sygnałem ostrzegawczym. Zastanawiam się jaka motywacja stała z połączeniem w menu dwóch kuchni: 1. W sumie to włoskie żarcie jest modne, więc skupmy się na nim, ale gdyby to było zbyt dziwne dla naszych Klientów to dorzućmy do tego jeszcze ruskie… 2. W sumie skoro włoskie robimy przeciętne, to może jak dodamy polskie to nam się to zsumuje na dobre jedzenie?
I ja wiem, że po dwóch wizytach i wypróbowaniu relatywnie niewielkiej części menu moje wnioski mogą się wydawać nieco pochopne, ale…

Na początek zaczęliśmy od Minestrone z parmezanem. No klasyk. Żeby oddać daniu sprawiedliwość – było w nim sporo autentycznie świeżych, młodych warzyw. Natomiast całość była w smaku doskonale przeciętna – nie żeby zła, ale taka, że zapomina się o niej 30 sekund po zjedzeniu. Zupa była posypana minimalną ilością parmezanu, a jej kolor przypominał… bagno. I to nie takie ładne leśne, zielone bagienko…

Bagniste Minestrone
Następnie przyszła kolej na sałatkę paryską – (liście szpinaku z orzechami, boczkiem i serem roquefort) oraz na „klasycznego cheeseburgera z frytkami” – którego wybrałem sobie z menu letniego.

Cheeseburger był zwyczajnie… niedobry. Niedoprawiony do tego stopnia, że naprawdę musiałem się zmusić żeby go skończyć. Frytki rokowały lepiej – zrobione z grubo krojonego ziemniaka, podane w kubeczku wyłożonym grubym białym papierem. Niestety w tym wszystkim nie smakowały tak dobrze, jak wyglądały – nie jestem ekspertem od frytek, więc nie wiem co zawiodło – wiem jedno jadłem już frytki o wiele, wiele lepsze.


Sałatka – miała w sobie niewątpliwie wszystkie składniki, które opisywało menu plus… absurdalną ilość wściekle słodkiego dressingu. Gdzieś w tym dressingu dało się wyczuć, że ktoś miał ideę przełamania tej słodkości innymi smakami, ale zdecydowanie się nie udało. Sałatki nie udało nam się dokończyć.

Gdyby dressingu w salatce komus brakowalo, obok dostajemy go jeszcze wiecej...

Nie chcę się pastwić, ale całego obrazu dopełniła obsługa. Zrelaksowana, nieśpieszna – taka amatorsko-studencka. Nawet połowa miejsc w ogródku nie była zajęta, a na wszystko czekaliśmy dość długo. Równoczesność podawania dań osobom siedzącym przy tym samy stoliku była tutaj potraktowana jako przestarzała zasada, której absolutnie nie należy się trzymać.

Podsumowując: Dałem Mięcie drugą szansę. Niepotrzebnie. Słyszałem od dwóch osób, że śniadania są tam dobre. Szczerze – powiem „pas”.

MS

Mięta Resto Bar, ul. Krupnicza 9, Kraków

2 komentarze:

  1. Fajny wpis!Nawet nie wiedziałam że taka restauracja jest w Krk!Jak będę w okolicy na pewno wstąpie!

    OdpowiedzUsuń