czwartek, 9 stycznia 2014

Tęskniąc za audycją w radiowej Trójce

Uwielbiam czytać o jedzeniu. O tym jak się je przyrządza, skąd pochodzą konkretne potrawy, opisy doznań smakowych. Uwielbiam czytać o winie. O tym jak je produkować, jakie nuty można wyczuć na języku i jak złożony ma bukiet (choć najczęściej to snobistyczne bzdury). A jeśli przy okazji mogę poczytać o mniejszościach narodowych, liznąć nieco architektury i poczuć klimat celtyckiego mitu, to już nic mi więcej w książce nie potrzeba. Takie są „Kulisy Kulinarnej Akademii” Marka Brzezińskiego.
Wszyscy, którzy dość regularnie z rana słuchają radiowej Trójki poznali już styl tego Pana. Dziennikarz, anglista i psycholog z wykształcenia, znany głównie jako korespondent Polskiego Radio we Francji. Jakieś półtorej roku temu dwa razy w tygodniu mogliśmy posłuchać krótkiej audycji pod tym samym tytułem co książka. A w niej niezwykle barwne opisy jak przyrządzić np. perliczkę po normandzku, pierś kaczki w pomarańczach czy żabnicę z brokułami i kalafiorem. Wszyscy, którzy słyszeli Pana Marka w eterze znają już ten niezwykle specyficzny styl. Długie, wielokrotnie złożone zdania, rozbudowane dygresje, barwne metafory i porównania. Odnośniki do historii. A to wszystko oprószone poczuciem humoru. I tak samo Pan Brzeziński pisze.

W książce autor opisuje nie tylko swoje dzieje podczas kursu w legendarnej Le Cordon Bleu, ale także nawiązuje do korzeni regionalnej kuchni francuskiej, obwożąc nas tym samym niemal po całym kraju. I tak odwiedzamy niebezpieczną Krainę Basków, celtycką Bretanię oraz słoneczną Prowansję. Wszystkie opowieści przeplatane są przepisami, ale takimi trochę jak z bajki, bez proporcji, bez instrukcji. Tak, żeby pobudzić wyobraźnię, a nie korzystać jak z książki kucharskiej. Choć muszę przyznać, że zaznaczyłam parę stron, by co nieco poeksperymentować. Przy każdym przepisie - konkretne wino pasujące do danego posiłku. Do tego mnóstwo plotek i ploteczek z najsłynniejszej szkoły gotowania na świecie, ale bez nazwisk, z szacunkiem. Genialne ciekawostki (jak np. o owcach żyjących na północnym wybrzeżu, które pasąc się na słonych łąkach skąpanych w morskiej bryzie, mają naturalnie słone, jedyne  w swoim rodzaju mięso). No i  zadziorne poczucie humoru, o które nie podejrzewałabym Pana Brzezińskiego, przy całej jego elegancji w wyrażaniu się. Żeby nie być gołosłowną i zachęcić Was do zasmakowania w tego typu literaturze, zamieszczam przykład:

 „Zapytałem kiedyś Alicję (z Afryki), jak może jeść antylopę, jeśli jest ona herbem narodowej drużyny rugby – sportu, na którego punkcie wszyscy w RPA mają świra. Wyobrażacie sobie, że my, Polacy, jedlibyśmy orła. No, może PZPN byłby do tego zdolny”.

I jeszcze parę takich smaczków.
Książkę czyta się jednym tchem, łyka się – powinnam powiedzieć. I zdecydowanie można do niej wracać, gdyż tej ilości szczegółów nikt nie jest w stanie zapamiętać za jednym razem. Kolejne rozdziały inspirują do podróży, nie tylko kulinarnych. Żałuję, że Pan Brzeziński zakończył swą przygodę w Le Cordon Bleu i nie podjął pracy jako zawodowy kucharz. To mógłby być taki polski Anthony Bourdain, tylko dużo bardziej elegancki i dystyngowany. Ale ani na chwilę nie nudny. Pozostaje mi czekać na jego relacje z Tour de France, które brzmią na tyle porywająco, że zaczynam interesować się kolarstwem (tak, tak, można ciekawie opisywać stado chuderlawych facetów jadących cały boży dzień przez pola). Albo poczekać, aż ktoś znów zamknie jakąś stację radiową, by zdopingować Pana Marka do podjęcia pracy w nowym zawodzie (a żeby dowiedzieć się więcej na ten temat – sięgnijcie po książkę).



Marek Brzeziński
"Kulisy Kulinarnej Akademii"


2 komentarze:

  1. Agata, super recenzja! Stanowczo mnie zachęciłaś!
    I baaaardzo podoba mi się Twój styl pisania! :)
    O.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki:)Książka czeka na Ciebie na półce:)

      Usuń