sobota, 16 marca 2013

Pół dnia całodniowego kursu kuchni tajskiej, czyli jak ugotować i zjeść 6 dań przez 4 godziny

Nowy cykl czas zacząć! Opisujemy już restauracje, wrażenia kulinarne z różnych zakątków świata (w cyklu "Na brzegu talerza"), niedawno dołączyły też książki o tematyce kulinarnej. Przyszedł więc czas na kursy kulinarne i szkoły gotowania! Dla nas też jest to temat nowy, dopiero zaczynamy przygodę z "formalną" nauką gotowania, ale może z czasem będzie więcej tematów do opisywania. A zaczynamy dość orientalnie, gdyż od kursu kuchni tajskiej, do tego w niezwykłych okolicznościach przyrody (i tego... i niepowtarzalnych...), czyli od samej Tajlandii!


Biorąc pod uwagę, że zima trwa w tym roku z Polsce już dość długo, postanowiliśmy zażyć trochę kąpieli słonecznych w Tajlandii właśnie. Zwiedziliśmy Bangkok, odpoczęliśmy trochę na wyspach, ale najwięcej czasu spędziliśmy na północy, gdzie poza wielogodzinnym zwiedzaniem, jeszcze "wielejgodzinnym" jedzeniem, oddaliśmy się aktywności przyjemno-edukacyjnej - całodniowemu kursowi gotowania! Chiang Mai jest przez wielu uznawane za tajskie centrum kursów gotowania, nie mogliśmy więc takiej okazji przegapić!  Wybraliśmy szkołę o nazwie Siam Rice.

Do wyboru mieliśmy kurs pół-dniowy, całodniowy oraz wieczorowy. Wieczorowy odrzuciliśmy od razu, gdyż dopiero wieczorem temperatura schodziła do tolerowalnej więc szkoda było tej pory dnia tracić. Różnica między kursem pół- i całodniowym wynosiła około 2 godziny, 4 dania i 20 złotych, tak więc wybór był prosty. Z ciekawostek kulturowych, kurs całodniowy oznaczał zajęcia od 9:00 do 15:30, w tym wizytę na lokalnym targu. Uwzględniając więc tajskie podejście do czasu, zaczęliśmy przed 10 a skończyliśmy przed 15... :) Ale było to chyba najlepsze pół dnia na całodniowym kursie jakie mogliśmy sobie wymarzyć! :)

Wystarczy jednak wstępu, przejdźmy do konkretów. Około godziny 9:30 odebrał nas spod hotelu samochód i po kilku rundkach przez miasto aby zebrać całą grupę gotującą, pojechaliśmy na targ aby zaczerpnąć trochę lokalnego klimatu i poznać produkty, których następnie mieliśmy używać do naszych potraw. Można pomyśleć, że to stracony czas oglądać warzywa na straganach... A jednak! Zobaczyliśmy jak robi się prawdziwe mleczko kokosowe, które w formie świeżej wytrzymuje tylko kilka godzin (!). Zobaczyliśmy wielkie wiadra wszelakich past curry. Rozpoznawaliśmy takie warzywa jak limonka kaffir, tajski bakłażan, trawa cytrynowa, żeń-szeń czy galangal, że o dziesiątkach ziół już nie wspomnę. Ale jako, że za namową ulotki naszej szkoły zjedliśmy bardzo małe śniadanie, w brzuchach zaczynało nam burczeć, więc zapakowaliśmy się wszyscy ponownie do samochodu i pojechaliśmy do szkoły. A tam czekała już na nas Nancy (właścicielka) z "kartą dań".


To co czekało nas przez najbliższe kilka godzin to raj dla nosa i podniebienia! Mieliśmy ugotować 6 pełnych dań każdy, plus własnoręcznie zrobiona pasta curry. Nie wspominając o ty, że na bieżąco mieliśmy to wszystko zjeść... W tym kontekście dobrze, że nie zjedliśmy prawie śniadania, gdyż już po drugim daniu nie mieliśmy w żołądku zupełnie miejsca. A czekały nas jeszcze 4 potrawy... :)


Zaczęliśmy więc od zupy (każdy wybierał jedną z 4). My wybraliśmy ostro kwaśną z kurczakiem oraz kurczakową z mleczkiem kokosowym. Każdy dostał składniki, Nancy objaśniała nam co z czym się łączy, jaki daj efekt i jak powinno być przygotowywane. I zabraliśmy się do roboty! Jakież było nasze zdziwienie, kiedy po około 15 minutach zupy były gotowe i czekały na to aż je zjemy! Wszystkie były GENIALNE! Pełne smaku, różnorodne, świeże, po prostu przepyszne! Ale Nancy nie dala nam za wiele czasu na dojście do siebie po tym przysmaku, gdyż od razu zabraliśmy się za kolejne danie.


W sumie poza zupą gotowaliśmy kluchy (czyli noodle), znów każdy wybierał jeden rodzaj z 4 dostępnych, przystawki (ostra sałatka z zielonego melona na długo pozostanie w mojej pamięci, że o spring rollsach nie wspomnę...), stir fries (klasyczny Pad Thai zawsze jest pyszny), deser (klejący ryż z mango - tak prosty a tak pyszny) oraz... CURRY!


Gotowanie curry zaczęliśmy od samodzielnego zrobienia pasty curry. Każdy wybrał jaką pastę chce przygotować (zieloną, czerwoną, żółtą, massaman, jungle lub panang) a Nancy wyjaśniła nam jakich składników potrzebujemy i czym pasty te od siebie się różnią. Następnie zaopatrzeni w malutkie deseczki i wielkie tasaki zaczęliśmy kroić wszystkie składniki aby następnie spędzić długie minuty na ubijaniu wszystkiego w moździeżach. Zabawa była przednia, choć ręce bolały  Ale jaka była satysfakcja, kiedy zobaczyliśmy miseczki pełne własnoręcznie wykonanych, świeżuteńkich i aromatycznych past curry! Bezcenne! Jak więc można się domyśleć, kolejnym krokiem było ugotowanie naszych curry. W naszym wykonaniu było to słodko-kwaśne czerwone curry z ananasem oraz massaman curry. I tutaj ponownie szybkość i łatwość przygotowania bardzo nas zaskoczyła a efekt był zabójczy - CUDO!


Podsumowując, kurs kosztował nas 90 złotych na osobę, kiedy to najedliśmy się jak dzikie żaby (dwóch ostatnich dań nie zjedliśmy w ogóle, a kolejny posiłek zmieściliśmy w siebie dopiero następnego dnia rano) i nauczyliśmy jak z pasją ale i ogromnym luzem podchodzić to tajskiego gotowania. Dostaliśmy certyfikaty (do CV sobie wpiszemy :) ) i książki kucharskie z wszystkimi przepisami (już kilkukrotnie gotowaliśmy w domu korzystając w tychże przepisów i są tak samo zniewalające jak na miejscu!).


Całości kursu efektu dodawał fakt, iż wszystko działo się na świeżym powietrzu, każdy miał tam swoje stanowisko, swoją kuchenkę, deskę, tasaczek i woka. Ilość pysznego jedzenia, międzynarodowe towarzystwo, mnóstwo śmiechu i tajsko-angielskie żarty Nancy sprawiały, że był to jeden z najmilej spędzonych dni w Tajlandii!

KADR-owa

Siam Rice Thai Cookery School
Chiang Mai, Tajlandia
www.siamricethaicookery.com

5 komentarzy:

  1. Więcej zdjęć z Tajlandii znajdziecie na www.kadr-owa.blogspot.com/search/label/Tajlandia

    OdpowiedzUsuń
  2. Mmmm... nowy cykl, nowy wygląd bloga... smakowicie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja już się wypowiadałam, że mnie zazdrość zżera, więc nie powiem już nic więcej ;) Apeluję o jakieś przepisy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eee tam zazdrość - Wy przynajmniej wiosnę już u siebie macie ;)

      Usuń
  4. Świetna relacja oraz zdjęcia. Ja zakochałem się w tajskich potrawach i odkąd wróciłem ze wspaniałych wczasów w Tajlandii to staram się raz na jakiś czas przygotować jakaś potrawę która choć trochę przypomni mi te niesamowite smaki :)
    Zwykle jest to ryż z kurczakiem, warzywami i sosem sojowym oraz orzechami nerkowaca itp. :)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń