Konfederacka 4, Konfederacka 4,
Konfederacka 4… – jakiś czas temu nie dało się nie zauważyć, że wiele osób mówi
o nowym miejscu na kulinarno-winnej mapie Krakowa. Co więcej – były to słowa
pozytywne i zachęcające. Zdecydowaliśmy z KADR-ową, że idziemy, że trzeba, że
nawet trochę jak obowiązek. Jak postanowiliśmy, tak minęły pewnie dwa miesiące…
i nic. Ale pewnej niedzieli przyszła wena – tak, idziemy! I poszliśmy.
Pierwsza nasza wizyta na
Konfederackiej 4 związana była ze śniadaniem – takim późniejszym, pewnie około
11, może nawet południa. Przywitało nas wejście z rowerami, paletami, kwiatami
– dość hipstersko jak dla mnie, ale miło – tak bez niepotrzebnego „spinania
się”. Ogólnie wystrój Konfederackiej
jest taki loftowo-nowoczesny – ceglane ściany, trochę odpadających ścian, stare
okna itp. Okazało się, że w pierwszej sali z barem wszystko jest porezerwowane,
więc musimy zasiąść w sali drugiej. Sala druga powitała nas fantastycznie
wielkim piecem (chyba chlebowym) oraz otwartą kuchnią i krzątającą się w niej
Panią. Co więcej było w Sali drugiej? Po pierwsze był bałagan i wrażenie
porozrzucania różnych dziwnych przedmiotów w losowych miejscach, jakieś
krzesła, rzeczy z remontu plus „ozdóbki”, do których jeszcze wrócimy. Po drugie
było zimno – okna pootwierane na oścież – ja rozumiem, że jak nie pada i nie ma
śniegu to w Polsce trzeba się radować i celebrować pogodę, ale nie przeginajmy.
No nic – wskazano nam bardzo konkretne miejsce i zasiedliśmy. Wybraliśmy dla
mnie śniadanie mięsne, a dla KADRowej Tosta z rukolą i szynką parmeńską. Po
chwili wróciła Pani Kelnerka i oznajmiła, że śniadanie mięsne się skończyło –
więc zamieniłem je na śniadanie twarożkowe. Czekaliśmy sobie dalej, a po kilku
minutach „przewalcowała” ponownie Pani Kelnerka oznajmiając, że do Tosta z
rukolą zabrakło rukoli... Szczerze: Ile trzeba czasu żeby zorientować się czy w
kuchni jest rukola czy jej nie ma? Ale nic to, tost został zamieniony. Po kilku
minutach swoją obecnością zaszczycił nas z kolei Pan Kelner w hipsterskiej
flaneli i powiedział, że mamy się przesiąść – to nic, że to miejsce dokładnie
nam wskazano, mamy się przesiąść i już… Przesiedliśmy się do dostawionego
stolika i rozpoczęliśmy oczekiwanie oraz obserwację. Bo przy stoliku obok
zaczęły się właśnie przygotowania do przyjęcia – Komunii dokładnie. Pan
hipsterski Kelner i Pani Kelnerka z namaszczeniem zaczęli rozkładać
wspomniane wcześniej „ozdóbki” – baloniki, serwetki i inne typowo przyjęciowe
gadżety.
W tzw. międzyczasie dostaliśmy
nasze śniadanie. Ja dostałem trzy kuleczki twarożku, dżemik oraz pieczywo a
KADR-owa swojego tosta. Powiem tak – zapachniało straszliwą malizną. Mój
twarożek smakował KADR-owej, mnie bardzo przeciętnie, a już zupełnie trudno
byłoby się tym najeść. Tost kadrowej był skrajnie przeciętny – ale tak maksymalnie.
Ja rozumiem ideę prostego i nieprzekombinowanego jedzenia – ale miałem głębokie
poczucie, że ktoś z nami „leci w kulki”…
twarożkowe. Dodatkiem do śniadania było Lassi bananowe – ono w sumie
wypełniło nasze żołądki, ale z drugiej strony wydaje mi się że nazywanie
zwykłego koktajlu lassi to lekki przerost formy nad treścią.
A obok nas rozgrywały się sceny
co najmniej ciekawe – ewidentnie msza komunijna w pobliskim kościele dobiegła
końca i zaczęła się schodzić rodzina „komunisty”. Więc rodzina przybywała i
chyba trochę się dziwiła, bo ich stół był nadal w trakcie dekorowania i
rozkładania. I tu muszę wyrazić pełen podziw dla Pana hipsterskiego Kelnera –
rodzina stoi i się trochę niecierpliwi, część gości wyraźnie zagubiona, można
wpaść w panikę czy też nerwowe działanie – ale nie Pan hipsterski Kelner, co to
to nie, on wraz z Panią Kelnerką chodzili dokoła w tempie dostojnym i
zrelaksowanym, zostawiając zebrane towarzystwo samemu sobie. Co ciekawe w końcu
rodzina się zebrała w sobie i zaczęła sama rozkładać „ozdóbki”, czym obsługa
zupełnie się nie przejęła.
Podsumowując pierwsze spotkanie z
Konfederacką – dawno nie wyszedłem tak zły ze śniadania
i z restauracji – głodny, z poczuciem przepłacenia i zirytowany
obsługą.
Minęło trochę czasu i znowu
ludzie chwalili, mówili i wspominali – że może tylko tak się trafiło, że może
to tylko śniadania takie, że w każdy weekend jest inne menu…
Ok – daliśmy się namówić, tym
razem na lekką kolację w niedzielę. Nauczony śniadaniowym doświadczeniem ze
stolikami – tym razem zadzwoniłem i zarezerwowałem miejsce. Kiedy pojawiliśmy
się na miejscu, okazało się że tym razem jesteśmy niemal sami. KADR-owa
zamówiła trzy rodzaje tapas, a ja rybę Belona. Przyznam, że było przyjemnie –
cicho, słonecznie, obok spał kot… Poprosiliśmy o wino – Pan Kelner wskazał nam
podłogę i szafki, gdzie zaprezentowane były wina i powiedział „Proszę sobie
wybrać…”. I znów jak rozumiem luz, ale jak na miejsce gdzie wino ma się pijać i
dla wina ma się przychodzić, to może przynajmniej dwa słowa na temat
„asortymentu”, albo chociaż pytanie czy dam sobie radę sam czy potrzebuje
pomocy? Potem pojawiło się jedzenie. Na temat tapas może wypowiadać się
KADR-owa – z tego co wiem szału nie było. Natomiast jeśli chodzi o moją
rybę najciekawszy był fakt, że ten gatunek
ryby ma niebiesko-zielone ości. Poza tym w daniu nie było kompletnie nic
ciekawego – ryba skrajnie zwyczajna. Pure ziemniaczane ze szczypiorkiem, które
towarzyszyło rybie miało w sobie mało szczypiorku, za to mnóstwo
nierozgniecionych kawałeczków ziemniaków i było chłodne – może tak jest modnie,
może hipstersko, może nowocześnie, ale na pewno nie smacznie. Dla oddania
sprawiedliwości Znajomy, który zamówił zupę rybną mówił , że jest smaczna –
przyznam, że nie chciałem próbować.
Cóż pozostaje napisać – jak dla
mnie z Konfederacką 4 jest jak z polską reprezentacją w piłce nożnej – był
napompowany balonik oczekiwań, było przegrane spotkanie otwarcia i minimalnie
lepsze, ale też przegrane spotkanie o wszystko. Jeśli w ogóle będzie spotkanie
trzecie to dla mnie będzie to wyłącznie spotkanie, w którym chodzi o honor.
MS
Ja z Konfederacką również rozegrałam mały dwumecz. Pierwsze
spotkanie – 1:0 dla lokalu. Podobnie jak M słyszałam o tym miejscu wiele
dobrego. Wnętrze zauroczyło mnie od pierwszego wejrzenia, według mnie idealnie
łączy stare z nowym. Tak, tak - to piec chlebowy i to nie jeden – podobno kiedyś
była tu piekarnia, taka z tradycjami. Zamówiłam tapasy – hummus i pastę
sardynkową. Do tego otrzymałam koszyk pieczywa. Tapasy były dobre, choć nie
powalające, chleb natomiast – genialny. Tym wszystkim naprawdę można było się
najeść. A że pora była popołudniowa wypiłam kawkę – świetną.
Oglądając menu i
stwierdziłam, że koniecznie trzeba przyjść na ciepłe dania, podawane tylko w
piątki i soboty. I to było spotkanie nr 2. Wiosna była w pełni, na facebooku
wyczytałam - dają szparagi! Po wejściu
okazało się, że jest impreza zamknięta, ale możemy usiąść na podwyższeniu w
drugiej sali. Miejsce o tyle przyjemne, że ze spokojem mogłam obserwować
kucharza gotującego na dole. I to zapisuję jako duży plus Konfederackiej – ta
otwarta kuchnia i menu układane na każdy weekend. Minuty upływały, nikt nie
przychodził. Na pięterku zrobiło się naprawdę duszno. W końcu sama podeszłam do
baru, bo zapachy nęciły. I? Szparagi wyszły. 5 minut temu ostatnia porcja. To
nic, że czekałam pół godziny. Obsługa faktycznie niefrasobliwa. Zamówiłam zupę rybną
– jeśli to ta sama, którą jadł Znajomy – zgadzam się – naprawdę smaczna, mocno
pomidorowa, z wyraźnym morskim posmakiem. Niestety, całe dobre wrażenie prysło,
gdy zamówiłam wino. Podobnie jak M – nikt mi nie doradził, nie opowiedział o
„spoconym dziku” czy tam nutach wanilii. I to mi akurat specjalnie nie
przeszkadzało, ale gdy dowiedziałam się, że lokal nie serwuje wina na karafki,
nie mówiąc już o tzw. winie domowym, podupadłam na duchu. Najtańsza lampka
wina kosztuje tu 12 zł. Wiem, że Polska to nie kraj winny, nie ma co porównywać
do Tokaju, gdzie ceny w knajpkach rozpoczynają się od 4 zł…Ale są w mieście
lokale, które dążą do tego ideału (Charlotte na przykład). Jeśli Konfederacka
mianuje się winiarnią – to dla wąskiego grona. W ten sposób nie spopularyzują
kultury picia wina w Polsce. W spotkaniu drugim – bar przegrywa. W całym dwumeczu
niby remis, ale ciężko zanucić „nic się nie stało”:)
Konfederacka 4
Ul.
Konfederacka 4
30-306 Kraków
Jak zawsze z humorem :)
OdpowiedzUsuńAleż dziękujemy ;)
Usuń