Festiwal odbył się w Hotelu Forum (w Forum Przestrzenie dokładniej), gdzie cała przestrzeń zapełniona została stanowiskami z jedzeniem i jedzeniowymi dodatkami. Wystawców było nie tylko dużo, ale i ich jakość była bardzo wysoka!
I tak, można było spróbować mnóstwo pyszności od Sakana Sushi (najlepsze Sushi jakie kiedykolwiek jadłam - mam do Sakany ogromny sentyment, więc ich obecność bardzo mnie ucieszyła!), gdzie serwowane były trzy zestawy: Mała, Średnia i Duża Pycha (w końcu "Pycha to nie grzech"!).
Dalej smakołyki od Bococa! Dotychczas odwiedziłam Bococa tylko 3 razy, z czego 2 z nich na śniadania, więc nie miałam jeszcze opinii o ich jedzeniu (recenzja śniadań wkrótce :)), jednak chłodnik z melona sprawił, że poczułam przysłowiowe "niebo w gębie" i na obiad przybędę do nich na pewno!
Gruzja na talerzu zaskoczyła niezmiernie ciekawymi, oryginalnymi smakami! Aż mnie ciągnie do ich warsztatów w Gruzji (może kolejne wakacje?). Nie mogę również nie wspomnieć o Humus Amamamusi, który jak zwykle pyszny tym razem zainspirował mnie smakiem kolendrowym (który swoją drogą wypróbowałam własnej roboty już wczoraj i jest obłędny!). Nabyłam w Amamamusi również konfiturę ananasową z wanilią i rozmarynem dla M, i okazała się baaardzo ciekawa!
Kolejną festiwalową zdobyczą, była wiedza o kilku nowych miejscach, które koniecznie muszę odwiedzić, jak na przykład Bonjour Cava na kawkę i francuskie wypieki, czy Kamo Grill & Bar - nowe azjatyckie odkrycie w Krakowie (!).
Nie mogę nie wspomnieć o części słodkiej całej imprezy, której było chyba tak samo dużo co tzw. słonej - mnóstwo tart, babeczek, cupcake'ów czy czekoladek! Aż ślinka cieknie na samo wspomnienie!
Do tego wiele warsztatów, kursów i niespodzianek! Co ciekawe, oglądając zdjęcia po imprezie i rozmawiając ze znajomymi okazało się, że nawet niektóre miejsca mnie ominęły i nie wszystko "zwiedziłam"... Szczególnie te, które ulokowały się na zewnątrz przed wejściem (chyba tak spieszno nam było, żeby już znaleźć się w środku, że nie zobaczyłyśmy z współtowarzyszką tego, co działo się na zewnątrz... :). Ale nic to, co się odwlecze...
Uroczy w Najedzonych był wielki mix wystawców, gdzie kolo restauracji dość drogich i znanych wystawiały się małe bary, koło szefów kuchni Panie z gospodarstw ekologicznych, koło ekskluzywnych pralinek zioła w doniczkach a między kulinarnymi bibelotami drogie patelnie i garnki! Cudne! Coś dla każdego!
Całość imprezy była bardzo fajnie zorganizowana, wszystko wyglądało bardzo dobrze mimo, iż podobno ilość odwiedzających zaskoczyła wystawców (niektórzy biegali ponad 3 razy po dodatkowe zakupy, bo się jedzenie kończyło w mgnieniu oka... :)). Wrażenie lekkiej samowolki dodawało całości ogromnego uroku (gotowanie na parapetach, stoliki z palet itp.). Jedynym trochę przeszkadzającym elementem był ogromny upał, który w nieklimatyzowanych wnętrzach pełnych kuchenek i palników zmienił się w ogromny zaduch. Ale cóż, pogody nie wybieramy... :)
Podsumowując, już czekam na kolejna edycję, która podobno już jesienią!
KADR-owa
Festiwal Kulinarny Najedzeni Fest
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz